Jedzenie mocy – zasady diety przedwyprawowej

Jedzenie mocy – zasady diety przedwyprawowej

Trening to nie wszystko – przed wyprawą warto bliżej przyjrzeć się naszym nawykom żywieniowym.

Przygotowując się do wyprawy górskiej lub trekingu, warto zadbać także o dietę, a o wprowadzeniu zdrowych zamienników powinno się pomyśleć dużo wcześniej – co najmniej miesiąc, a najlepiej dwa, aby przyzwyczaić organizm do zmiany nawyków żywieniowych.

Nie warto eksperymentować na tydzień przed wyprawą (!) i ryzykować jej powodzenie o nieoczekiwane skutki adaptacji do nowej diety, choć dieta w tym przypadku to złe słowo. Chodzi o zdrowsze odpowiedniki spożywanych przez nas pokarmów na co dzień. Najprostszy przykład to wymiana pieczywa białego na ciemne z ziarnami. 

W zimie nie warto dodatkowo się wychładzać zabierz termos z gorącą herbatą lub kawą – jeżeli słodzisz to nie żałuj, przy treningu w górach i nagłym spadku energii może Cię uratować 😉 Jeżeli nie pijesz słodkich napojów, to zamiast cukru warto mieć przy sobie baton pełnoziarnisty, garść orzechów, suszonych owoców – rodzynki, daktyle, morele, banan także w wersji suszonej czy kilka kostek czekolady.

Tak wyposażony w wiedzę i zapasy spożywcze możesz ruszać w góry a nam nie pozostaje nic jak tylko życzyć Ci niezapomnianych wrażeń z wyprawy 😉

Przykład kilkudniowego jadłospisu znajdziecie poniżej w pliku pdf.

Jeżeli nie uda Wam się wprowadzić zmian wcześniej z jakiegoś powodu, warto pamiętać o kilku zasadach które pomogą Wam podczas samej wyprawy.

  • Pamiętaj, że śniadanie jest bardzo ważne ale to to co zjadłeś na kolację będzie miało wpływ i przełoży się na energię podczas trekingu. Warto aby posiłek był wysokoenergetyczny zawierał węglowodany był na bazie makaronu lub ryżu.
  • Wracając do śniadania podobnie – pożywny i wartościowy posiłek na przykład owsianka z owocami (np: banan, daktyle, suszone morele), orzechami, miodem.
  • Nawadnianie !!! W warunkach wiosenno-letnich, przy dodatnich temperaturach na pewno woda, dużo wody – 1,5 litra to minimum. Jeszcze lepiej gdyby był to elektrolit – oprócz tego, że nawodni, uzupełni dodatkowo potreningowe ubytki sodu i potasu. Nie lubisz sztucznych elektrolitów ? Nie ma problemu zrób swój (patrz infografika). 

W zimie nie warto dodatkowo się wychładzać zabierz termos z gorącą herbatą lub kawą jeżeli słodzisz to nie żałuj w górach przy nagłym spadku energii może Cię uratować 😉 jeżeli nie pijesz słodkich napojów to zamiast cukru warto mieć przy sobie baton pełnoziarnisty, garść orzechów, suszonych owoców – rodzynki, daktyle, morele, banan także w wersji suszonej czy kilka kostek czekolady. 

Tak wyposażony w wiedzę i zapasy spożywcze możesz ruszać w góry a nam nie pozostaje nic jak tylko życzyć Ci niezapomnianych wrażeń z wyprawy 😉 

Autor: Tomek Klisz

Autor: Tomek Klisz

Utytułowany zawodnik w biegach. Wielokrotny Mistrz Polski. Zdobywca najwyższych wieżowców świata min. w Dubaju, Nowym Jorku, Singapurze. Trener sportów wytrzymałościowych. Na co dzień pracuje z Klientami, biegaczami i triathlonistami oraz osobami rozpoczynającymi przygodę ze sportem, przygotowując ich do startów.

Jak przygotować się do wyprawy wysokogórskiej?

Jak przygotować się do wyprawy wysokogórskiej?

Myślicie o wyprawie na Kazbek, Lailę, Tetnuldi lub może marzy Wam się wielodniowy trekking na Kaukazie?

Wszystko przed Wami – „wystarczy” odpowiednio się przygotować! Jak to zrobić, postaramy się opisać w poniższym artykule.

Sporty górskie, jako sposób spędzania wolnego czasu, są ostatnimi czasy bardzo popularne. Urlop na łonie natury w niedostępnych, górskich warunkach, pozwala zmierzyć się z samym sobą, sprawdzić odporność fizyczną oraz psychiczną i uciec jednocześnie przed zgiełkiem miast.

Kiedyś, osoby wychodzące w wysokie góry stopniowo zdobywały kolejne punkty wtajemniczenia, szlifując swoją wiedzę i umiejętności praktyczne z kolejnymi, coraz to ambitniej stawianymi sobie celami. Dziś sytuacja nieco się odmieniła. Mamy coraz mniej czasu, a jednocześnie pragniemy przesuwać swoje granice coraz dalej, szukając nowych wyzwań w najodleglejszych zakątkach globu. Świetnie! Szlifujmy jednak formę odpowiednio pod te zamierzenia. Dzięki temu zadbamy o bezpieczeństwo swoje, grupy będziemy mogli w pełni cieszyć się wymarzoną wyprawą.

Korzystanie z usług przewodnickich zdecydowanie zwiększa oczywiście szanse na to, aby planowane przez Was przedsięwzięcie górskie zakończyło się pełnym sukcesem i abyście bezpiecznie wrócili do domu. Nawet najlepszy przewodnik nie wystarczy jednak w sytuacji, w której zabraknie Wam przygotowania kondycyjnegoMy polecamy nasz plan treningowy na 7 tygodni bezpośrednio przed wyprawą!

(zdj. 1) Biegi górskie to nasza ulubiona forma treningu – szczególnie wymagające jesienno-zimowe ultramaratony <3

Wyjazd w góry prosto zza biurka, jeśli nie odbywamy regularnych treningów, nie tylko nie jest dobrym pomysłem ale również szybko może zakończyć się porażką w postaci osłabienia, bólów mięśni, zadyszki czy nawet kontuzji. To właśnie praca, którą wykonacie przed wyprawą, będzie stanowić o tym czy wystarczy wam siły mięśni, wytrzymałości, oraz odporność organizmu w trakcie realizacji kolejnego celu górskiego. Stan fizyczny ma niebagatelny wpływ na psychikę i na odwrót. O ile ciężko jest na nizinach wyćwiczyć odporność psychiki na niedogodności, to na pewno można pracować nad poprawą kondycji fizycznej. Co więcej, ze względu na złożony charakter wysiłku podejmowanego w warunkach wysokogórskich, jeden typ aktywności w trakcie okresu przygotowań np. tylko bieganie, nie wystarczy. Bodźce jakie na nas działają w górach mają bardzo szerokie spektrum i musicie wziąć to pod uwagę przy planowaniu treningu.

Może się tym samym zdarzyć, że np. osoby biegające w ulicznych maratonach, teoretycznie sprawne i wytrzymałe, w górach poddadzą się szybciej niż można by się spodziewać, po ich „miejskich” wynikach.

 

Bieganie to akurat jedna z prostszych aktywności ruchowych, do których ogólnie rzecz ujmując, ciało jest dosyć dobrze przygotowane. W mieście biegamy po płaskim i znanym terenie, bez dodatkowego obciążenia, bez bodźców w postaci zagrożeń typowo górskich, co nie obciąża psychiki. Wiemy, gdzie jest meta, możemy przewidzieć co stanie się za kilka kilometrów. Po zakończeniu biegu możemy wziąć prysznic, zjeść ciepły obiad i zregenerować się w łóżku podczas nieograniczonego snu. Różnica jest diametralna w porównaniu do aktywności górskich. Tam zaskakują nas ryzyka, które podczas codziennego treningu są wyeliminowane niemal do zera: osłabienie związane z wysokością, postępujące zmęczenie, brak odpowiedniej ilości snu, chłód, wilgoć i niedogodności sanitarne.

Jak zatem podejść do tematu udając się na dłuższą górską wyrypę? Trenować takie sporty, które zbliżają nas do charakterystyki gór!

To właśnie praca, którą wykonacie przed wyprawą, będzie stanowić o tym czy wystarczy wam siły mięśni, wytrzymałości, oraz odporność organizmu w trakcie realizacji kolejnego celu górskiego. Co więcej, jeden typ aktywności np. bieganie nie wystarczy, ze względu na złożony charakter wysiłku podejmowanego w warunkach wysokogórskich. 

(zdj. 2) Wyprawa na Tetnuldi (4858 m) – ciężki plecak, elementy techniczne wymagające nie tylko kondycji ale też koncentracji i równe tempo na linie – do tego musicie się przygotować!

Jaki rodzaj treningu będzie odpowiedni?

1. Podbiegi i nierówny teren – treningi interwałowe 

Trening biegowy zdecydowanie powinien stanowić filar przygotowań przedwyprawowych. Nie chodzi jednak o zwykłe „truchtanie po chodniku”. Zamiast płaskich terenów – wybieraj wzniesienia, zamiast podłoża asfaltowego – zróżnicowany grunt leśny, z kamieniami, korzeniami i szyszkami, gdzie przygotujesz aparat ruchowy – stawy i mięśnie do radzenia sobie z nierównym terenem. Organizm będzie adaptował się do zmiennego podłoża, wypracuje tzw. czucie głębokie, przygotuje się do nieoczekiwanych ruchów stawów i pracy mięśni podobnych do tego, co czeka Cię na szlaku. 

Nie jesteśmy osobiście fanami biegania z dodatkowym obciążeniem w postaci ciężkiego plecaka (bo niekorzystnie działa to na kręgosłup, głównie podczas zbiegów), jednakże ciężarki zakładane na staw skokowy mogą stanowić namiastkę ciężkich butów wysokogórskich lub skiturowych oraz urozmaicić trening biegowy. Możecie wykorzystać ciężki plecak ewenutalnie jako alternatywę dla siłowni i np. trenować wykroki, przysiady z obciążeniem w postaci plecaka.

Długie wybiegania na przemian z treningami interwałowymi (w tym podbiegi i zbiegi w terenie), zbudują konieczną siłę i wytrzymałość niezbędną podczas wyprawy górskiej. Idealnie byłoby, jeżeli moglibyście pozwolić sobie na minimum 1 dzień w tygodniu takiego kilkugodzinnego treningu biegowego w górach. Jeśli nie, biegajcie w terenie możliwie naturalnym – lasy, pola, albo chociaż osiedlowa górka, wzniesienia możecie również symulować na maszynach w stylu stepery, bieżnie pochyłe lub korzystając ze schodów.

Pamiętajcie! Niezwykle istotna przy planowaniu odpowiedniego treningu jest wasza aktualna kondycja fizyczna. Jeśli jesteście początkujący tzn. nie jesteście w stanie przebiec 10 km w ciągu 60-70 minut, powinniście rozpocząć treningi wcześniej niż 7 tygodni przed wyprawą i wybrać spokojniejsze rodzaje aktywności – na początek wystarczą długie spacery, marszobiegi i dopiero potem należy stopniowo przechodzić do właściwych obciążeń treningowych.

(zdj.3) Podbiegi można trenować w lesie…
(zdj. 4) … albo na osiedlowych górkach, np. na górce „Kazurce” w Warszawie

2. Trening wydolnościowy

Kolejnym ważnym zagadnieniem jest trening wydolnościowy. Oczywiście bieganie nim jest. Jednak, aby uniknąć monotonii, warto spróbować także innych sportów, bo jak wiadomo czasem do biegania po prostu trudno się przekonać. Doskonała jest jazda na rowerze górskim, jazda na rowerze szosowym również może być przydatna, jednak szukajmy raczej terenu pagórkowatego, tam gdzie wyższe tętno zostanie wymuszone przez podjazdy. Rower w górach jest świetnym rozwiązaniem – nie obciąża tak bardzo nóg jak bieganie, angażuje przy tym sporo stawów i rozwija wydolność a przy tym, może dać też dawkę adrenaliny. Jeżeli macie psa – polecamy długie spacery, wybiegania albo dog trekking w górach.

Jeżeli pogoda nie pozwala na korzystanie z roweru, możemy zawsze przenieść się na basen, halę albo do siłowni. Basen albo maszyny angażujące ciało wielostawowo np. orbitrek są jedną z najlepszych opcji, głównie jeśli nastawiamy się na uprawianie skitouringu.

Jeśli jesteście fanami gier zespołowych to siatkówka, piłka nożna czy koszykówka są też świetnymi opcjami – bieganie za piłką to naturalny trening interwałowy. 

Trenując pod kątem poprawienia wydolności, zmuszamy organizm do pokonywania coraz większych obciążeń, jednocześnie optymalizując zużycie tlenu. Oznacza to, że z biegiem czasu nasze ciało potrzebuje go mniej, spowalniając tętno i zmniejszając tym samym obciążenie układu sercowo-naczyniowego. Pamiętajmy, że do takiego efektu dochodzi się stopniowo, nie da się osiągnąć doskonałych efektów w krótkim czasie. Potrzebne są miesiące dlatego nie odkładajmy przygotowań.

(zdj. 5) Na dog trekking możecie się wybrać np. do Radkowa do naszych przyjaciół z Centrum Łąkowa 1

Najlepszym treningiem przed wyprawą wysokogórską są wielokilometrowe kilkudniowe wędrówki górskie. Idealnie, jeżeli moglibyście przeznaczyć na taki trening 1-2 weekendy w miesiącu. Lekki plecak, około 20-40 km dziennego dystansu i znaczna suma przewyższeń w Beskidach czy Tatrach to idealne warunki treningowe dla osób planujących wyprawy w wyższe góry!

3. Trening siłowy

Czy siła mięśni jest istotna? Owszem tak. Ale nie ta absolutna, jaką jesteśmy wykrzesać w celu pokonania pojedynczego ruchu. Potrzebujemy wytrzymałości mięśni do pokonywania umiarkowanych obciążeń w dłuższym czasie. Powinniśmy jednym słowem poprawiać raczej swoją moc, a nie siłę absolutną. Co to jest ta moc w takim razie? To zdolność do pokonywania oporów w czasie.

Przykład górski – musimy wspiąć się po danej drodze z obciążeniem w postaci plecaka. Wykonujemy szereg dynamicznych ruchów następujących po sobie, a nie wyłącznie jeden powtarzalny.

Dlatego kształtując siłę, zadbajmy o to, żeby ćwiczyć dynamicznie, z mniejszym obciążeniem ale wykonując większą liczbę powtórzeń w seriach (np 20-30), a przerwy między seriami danego ćwiczenia skracać do minimum. Na początku będzie to nam dosłownie dawało w kość jednak z biegiem czasu poprawi się nasza siła. Ćwiczenia jakie możemy polecić to wszelkie wielostawowe, korzystające ze swobodnych ciężarów (hantli), ale również ćwiczenia korzystające z masy własnego ciała jak przysiady, podciągania, pompki, przeskoki nad przeszkodą, symulacje startów z miejsca czy nawet wspięcia na palce, ćwiczące nasze łydki. Ćwiczenia z wolnym ciężarem oaz korzystające z masy naszego ciała wpływają również pozytywnie na koordynację, niezwykle przydatną podczas górskich eskapad. Maszyny, jakie mogą się nam przydać, to między innymi wioślarz, suwnica do pracy nad nogami, wyciąg z drążkiem. Dodatkową zaletą stosowania dużej liczby powtórzeń jest wzmacnianie więzadeł i ścięgien, przygotowując je do długotrwałego wysiłku.

(zdj. 6) „Trening” podczas trekkingu w Tuszetii – być jak Giorgi z Chesho <3

Bardzo istotne jest wzmacnianie mięśni stabilizujących nasze ciało. Nosząc ciężki plecak niezbędne będzie popracowanie nad korpusem, mięśniami brzucha czy tymi które są odpowiedzialne za prostowanie i zginanie kręgosłupa oraz szyi. Dodatkowo przyjrzyjmy się mięśniom odpowiedzialnym za stabilizacje newralgicznych stawów jak skokowy oraz kolanowy. Wszelkie wykroki, przysiady, ćwiczenia na jednej nogi, zmiany obciążenia kończyn poprawiają stabilność. Pamiętajmy jednak aby ćwiczenia wykonywać poprawnie, technika zapewni nam bezpieczeństwo przed kontuzjami. Aby podnieść poziom, spróbujmy wykonywać ćwiczenia na miękkim podłożu, najpierw na macie, później materacu a w miarę wytrenowania przykładowo na piłce bosu.

Jak często trenować?

Jak często trenować? Można by rzec jak najczęściej, jednak musimy dać organizmowi czas na regenerację. Nawet raz w tygodniu poprawi nasze osiągi, jednak aby zająć się kompleksowo naszym ciałem powinniśmy przeprowadzać minimum trzy treningi w tygodniu, skupiając się na różnych aspektach rozwoju. 

Pamiętajmy, że nasza kondycja fizyczna będzie miała niebagatelny wpływ na stan psychiczny podczas trudnych warunków czy podbramkowych sytuacji. Skrajne zmęczenie pcha nas do podejmowania błędnych decyzji i może narazić na kontuzje.

Plan treningowy

W internecie znajdziecie wiele planów treningowych w zależności od stopnia wytrenowania i czasu, jakim dysponujecie. Najlepiej jednak skorzystać z porady profesjonalnego trenera jak nasz przyjaciel Tomasz Klisz lub trenerzy z Formy na Szczyt. My zalecamy rozpoczęcie treningów na minimum 7 tygodni przed planowaną wyprawą przy założeniu, że jesteście w ogólnie dobrej kondycji fizycznej tzn. że przynajmniej 2 razy w tygodniu zajmujecie się jakąś formą aktywności fizycznej jak bieganie, rower czy piłka nożna.

Ogólne zasady treningu przed wyprawą wysokogórską:

  • w tygodniu wykonuj: 3 treningi kondycyjne (+interwały) oraz 1-2 treningi siłowe;
  • poniedziałek i niedziela to dni restu (lub inne ale stałe w zależności od waszego grafiku w pracy);
  • czas trwania treningu w dni robocze to 60 – 90 minut, soboty to natomiast dzień długiego wybiegania lub treningu wytrzymałościowego trwającego minimum 3 godziny;
  • każdy trening rozpoczynacie 10-15 minutową rozgrzewką;
  • staraj się spędzać weekendy w górach na wielogodzinnych wędrówkach z lekkim plecakiem ale z dużymi dziennymi dystansami, idealnie jeżeli możesz przeznaczyć na taki trening 1-2 weekendy w miesiącu;
  • po każdym treningu rolujecie mięśnie nóg oraz dół pleców rollerem, a jak macie możliwość to korzystacie z masażu;
  • starajcie się trenować we wszystkich zakresach tętna i uważacie na przetrenowanie;
  • po zakończeniu treningu w ramach planu przygotowań musicie mieć co najmniej 2 dni dodatkowego restu przed właściwą wyprawą!!!

Pamiętajcie, że najlepszym sposobem na bezpieczne uprawianie sportu jest nie tylko posiadanie odpowiedniego sprzętu jak np. buty biegowe, ale również właściwie technicznie wykonywanie ćwiczeń najlepiej pod okiem trenera oraz aktualna wiedza na temat swojego stanu zdrowia, czyli konsultacje lekarskie.

Warto również zadbać o odpowiednią dietę – o tym w kolejnym wpisie od naszego przyjaciela Tomka Klisza. Tomek układa plany treningowe oraz pomaga w bezpośrednim przygotowaniu biegowym do startów w biegach górskich, maratonach i biegach ulicznych. Prowadzi także triathlonistów. 

Autor: Michał Mastalski

Autor: Michał Mastalski

Góry to miejsce gdzie czuje się najlepiej, urodzony w Beskidach, wychowany w Tatrach, ukończył wychowanie fizyczne i wytrwał w wyuczonym zawodzie kilka lat. Certyfikowany instruktor narciarski i nie tylko. Dobrze orientuje się w nowinkach sprzętowych. Niegdyś zapalony miłośnik ciężkiego offroadu na motocyklu oraz samochodem, dziś częściej korzysta z tych form do odkrywania nowych miejsc a adrenaliny szuka na nartach, rowerach albo w wysokich górach.

Więcej w zakładce O NAS

O tym, jak wyremontowaliśmy chatkę pod Lailą (4008 m)

O tym, jak wyremontowaliśmy chatkę pod Lailą (4008 m)

Byliście już na Laili? Jeżeli nie, zapraszamy na kolejne wyprawy z nami, jeżeli tak, to na pewno pamiętacie te 900 metrów przewyższenia, które trzeba pokonać już pierwszego dnia 😉

Z wioski Zhumari znajdującej się na wysokości około 1300 m n.p.m. w ciągu mniej więcej 2 godzin dochodzi się do Leszniry na 2200 m n.p.m.

Lesznira to od wielu lat miejsce, w którym pasterze mają swoje sezonowe, letnie siedziby. Chatki pasterskie, bo o nich mowa, to zupełnie standardowe drewniane domki, bez okien, z kozą w środku do ogrzewania, docieplone workami na gruz i z dachem zbitym z desek. To tyle w kwestii techniki budowlanej.

Do niedawna chatki te były tylko dwie, położone nieznacznie powyżej miejsca, w którym szlak wchodzi na polanę, za drogowskazami. To tutaj następuje rozgałęzienie szlaków – jeden z drogowskazów pokazuje dalszy przebieg drogi na Lailę, drugi natomiast inną, tą prowadzącą w kierunku lodowej jaskini Karst.

Dwa lata temu na Lesznirze pojawił się trzeci domek, o zupełnie odmiennym przeznaczeniu, bo turystycznym. To nieczęste zjawisko na szlakach Swanetii. W okolicach Mestii poza CloudbaseHut – chatką w drodze do Jeziora Koruldi, wybudowaną przez Nikę i Laszę na ziemi należącej do ich rodziny, oraz komercyjnymi „cafe” położonymi w różnych punktach najbardziej popularnych tras trekkingowych, nie istnieje żadna infrastruktura „turystyczna”. Stąd wyjątkowość szlaku na Lailę. Domek powstał dzięki wspólnemu wysiłkowi przyjaciół rodziny Giorgiego Qaldani.

(zdj.1) Chatka turystyczna znajdująca się w drodze na Lailę na wysokości 2200 m n.p.m.

Niektórzy z Was Giorgiego mieli okazję poznać w trakcie naszych wypraw, innym wspomnę tylko że to człowiek – instytucja, przewodnik górski i głowa klanu zamieszkałego w wiosce Zhumari. Klan ten jest mi osobiście bardzo bliski. Na ile bliski o tym może świadczyć chociażby prezent, który otrzymałam na szczycie Laili w roku ubiegłym. Nóż z wygrawerowaną rodową wieżą i moim imieniem 🙂

 

(zdj.2)  Nóż wygrawerowany przez wujka z napisem „maia” i rodową wieżą

Chatka.

Kilka słów o samej chatce. Może się w niej pomieścić 8-10 osób, na prostych drewnianych piętrowych łózkach, bez materacy oczywiście. W środku znajduje się koza, stół, kilka stołków, półki na produkty spożywcze. Faktycznie, czasem ktoś zostawi kartusze z gazem, czasem makaron, czasem nawet kawę czy cukier.

(zdj.3)  Wnętrze chatki

Chatka była super, ale na ciepłe letnie noce. W innych, niż letnie, miesiącach bywało w niej zimno. Stwierdziliśmy, że musimy to zmienić. I tak powstał pomysł remontu i docieplenia chatki przed zimą. W któryś z pięknych październikowych dni wybraliśmy się więc w składzie: Maja, Michał i Giorgi do Leszniry.

Zadanie zrobienia sensownego schronienia z kilku narzuconych na siebie bali, ze szczelinami w ścianach mogącymi pomieścić pięść, nie było łatwe. Poradziliśmy sobie jednak z pomocą dodatkowego drewna, kilogramów gwoździ, kilku puszek pianki, arkuszy blachy. Dzięki temu chatka zyskała na szczelności i nawet śniegi i wiatry nie powinny być w stanie zepsuć wypoczynku. Oczywiście, nadal niezbędny jest śpiwór ale w tym momencie mamy ten komfort, że nie zostaniemy zwiani z pryczy podczas snu. Dodatkowo, przed sezonem zimowym zapewniliśmy drewno na opał no i oczywiście piec wolno stojący – kozę, na której można przygotowywać obozowe posiłki. Sprawdziliśmy czy się da i wychodzą genialnie!

Integracja w drewnianym schronieniu, do którego trzeba się zimą dokopać przez zaspy, zapalić ogień, przygotować posłanie na jednej z 8 pryczy to jest ten klimat, którego oczekuje tradycyjny turysta. Jednocześnie z chatki nadal korzystać będą pasterze, co zdecydowanie zwiększy jej użytkowanie w sezonie. Nie możemy się już doczekać kiedy, w większym gronie, sprawdzimy jak się nocuje podczas zimowych skiturów. W przyszłym sezonie letnim podczas wypraw na Lailę oraz trawersując Pasmo Swaneckie, również będziemy korzystać z noclegu w chatce. Zapraszamy!

AKTUALIZACJA

Niestety wczesną zimą 2022 roku chatka została całkowicie zburzona przez masywną lawinę. Nie jest możliwe już korzystanie z noclegu w tym miejscu.

(zdj.4) Docieplona i gotowa na zimę – zapraszamy na skiturowe wejście na Lailę już w kwietniu!

Sezon zimowy pod Lailą 

Himalaistki na Kazbeku: Anka Czerwińska i Krystyna Palmowska

Himalaistki na Kazbeku: Anka Czerwińska i Krystyna Palmowska

autor: Maja Lindner

Anka Czerwińska i Krystyna Palmowska przyjechały do nas zdobyć gruziński Kazbek (5054 m n.p.m.)!

 

We wrześniu 2019 roku gościliśmy na Kaukazie dwie niezwykłe himalaistki – Ankę Czerwińską i Krystynę Palmowską. Niegdysiejsze partnerki wspinaczkowe, na Kaukazie spotkały się po raz pierwszy w górach od 30 lat.

Warto przypomnieć ich wspólną historię:

  • 1977 – Północna Ściana Matterhornu (4478 m), pierwsze kobiece wejście z Wandą Rutkiewicz;
  • 1979 – Rakaposhi (7788 m), pierwsze kobiece wejście, nową drogą;
  • 1980 – wyprawa na Kanczendzongę;
  • 1982  udział w polskiej kobiecej wyprawie na K2, dotarły do wysokości 7000 m na Żebrze Abruzzi;
  • 1983 – wyprawa na Broad Peak jedynie w dwuosobowym kobiecym zespole, Anna Czerwińska przedwierzchołek Broad Peak: Rocky Summit (8028 m), Krystyna Palmowska stanęła na szczycie Broad Peak (8051 m) jako pierwsza kobieta w historii;
  • 1984 – udział w wyprawie na K2. Z powodu huraganowych wiatrów uczestniczki dotarły tylko do wysokości 7350 m;
  • 1985 – Nanga Parbat (8126 m), w zespole kobiecym z Wandą Rutkiewicz;
  • 1986 – dotarcie na K2 do wysokości ok. 8200 m, nową drogą do Magic Line, z Januszem Majerem, podczas tej wyprawy na górze zginęło 13 innych wspinaczy…

Krystyna Palmowska o tej ostatniej ich wspólnej wyprawie mówi: „Ta wyprawa odcisnęła na mnie swoje piętno. Anna jakoś się po tym wszystkim podniosła i działała dalej, zresztą z bardzo dobrymi rezultatami. Mój zapał osłabł.” 

Na Kaukaz przyjechały znów tylko we dwie – ich głównym celem było zdobycie Kazbeku (5054 m) drogą klasyczną od strony gruzińskiej.  

Przywitaliśmy obie Panie w Tbilisi, na placu Wolności. Na miejscu okazało się, że Pani Ania zabrała ze sobą swojego „żółtego potwora” czyli 100-litrową torbę the North Face … pokłosie ekspedycji himalajskich 🙂 Na szczęście Dato, nasz kierowca i przewodnik, to były zapaśnik, więc bez problemu wrzucił „potwora” do samochodu i wkrótce siedzieliśmy już wszyscy razem w mieszkaniu mojej przyjaciółki, gruzińskiej feministki – Maiko Chitaia. Otworzyliśmy saperavi, no a potem opowieści posypały się jedna po drugiej. Wkrótce okazało się też, że nowa historia pisze się już sama, w małym apartamencie w dzielnicy Sololaki w Tbilisi i dalej na Kazbeku…   

Uczestnicy wyprawy: Anna Czerwińska, Krystyna Palmowska, Anna Szloser, Łukasz Ważny, Karolina Sadowska. Lider: Maja Lindner. Przewodnik lokalny: Alex Nadibaidze.

W akcji szczytowej wzięli udział i stanęli na szczycie: Krystyna Palmowska, Anna Szloser oraz Łukasz Ważny.

„Pani Ania” i Karolina zrezygnowały ze względów zdrowotnych.

Zapraszamy do zapoznania się z fotorelacją z wyprawy! Dziękujemy Ketino Sujashvili za gościnę, chłopakom z Bezpiecznego Kazbeku oraz Miszy Margiani, Nice Lebanidze oraz Alexowi Nadibaidze.

AKTUALIZACJA:

Z wielkim żalem i smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Pani Ani 31 stycznia 2023 roku. Jeszcze nie tak dawno mówiła, że chce wrócić na Kaukaz…

 

Azerbejdżan – co warto zobaczyć? – cz. I Baku i okolice

Azerbejdżan – co warto zobaczyć? – cz. I Baku i okolice

Jeśli chcesz poczuć ducha słynnej powieści “Ali i Nino” Kurbana Saida, zobaczyć nowsze Baku niż to znane z „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego, a także doświadczyć niezwykłego skrzyżowania kultur na granicy między Azją a Europą, to Azerbejdżan jest właśnie dla Ciebie.

Baku i jego główne atrakcje

Stolica kraju, Baku, usytuowana jest na Półwyspie Apszerońskim na brzegu Morza Kaspijskiego, które pod kątem geograficznym jest tak naprawdę ogromnym jeziorem, a samo miasto najniżej na świecie położoną stolicą, wznoszącą się jedynie na wysokość 28 m n.p.m. Te pozorne niziny rehabilitowane są strzelistością wyrastających wokół nabrzeża budynków oraz kształtem futurystycznych konstrukcji, sąsiadującymi ze starą zabudową. O ile dawna tkanka miasta powstawała w rozmaitych okresach, z których XIX wiek możemy uznać za swoisty wybuch inwestycyjny i projektowania Baku na wzór wielu stolic europejskich, to następnym punktem zwrotnym były lata 90. XX wieku, kiedy już po ogłoszeniu niepodległości, władze podpisały tzw. kontrakt stulecia z zachodnimi inwestorami na wydobycie ropy.

 

(zdj.1) Ai i Nino – bohaterowie książki Kurbana Saida (źródło: http://cbw.ge/world/ebrd-and-eu-support-ali-and-nino-in-baku/ )

Ogromne pokłady surowca naturalnego, który na wiele wieków zadecydował o przyszłości tego terenu, były wydobywane na niedużą skalę począwszy już od XVIII wieku. Jednak dopiero koniec XIX wieku i stworzenie odpowiedniej aparatury, a także wiara inżynierów – wśród których szczególnie wyróżnił się pochodzący z Polski Józef Gosławski – w powodzenie przedsięwzięcia, umożliwiło rozpoczęcie wydobycia na skalę przemysłową.

Upadek Związku Radzieckiego i ogłoszenie niepodległości przez Republikę Azerbejdżanu umożliwił przejęcie surowca przez nowo powstałe państwo. Uniezależnienie od gospodarki rosyjskiej i otwarcie rynku dla inwestorów zagranicznych przyniosło gospodarce potężny zastrzyk finansowy. Miasto zaczęto przekształcać w nowoczesne centrum biznesowe, co miało odpowiadać nowej wizji rozwoju państwa. Niestety na skutek tych działań, część cennej historycznej zabudowy została wyburzona, co doprowadziło do otwartej dyskusji na temat konieczności ochrony dziedzictwa kulturowego. poprzez uwzględnienie na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

Jednym z przykładów jest zachowana niemal w całości najstarsza część miasta pochodząca z VIII wieku, nazywana Iczeri Szecher, co po azerbejdżańsku znaczy “Miasto Wewnętrzne”. Jej wąskie, ciasne uliczki, stanowią o nieodłącznym uroku stolicy, a położenie tuż przy brzegu morza przypomina o dawnym znaczeniu miasta jako istotnego punktu handlowego na trasie Jedwabnego Szlaku. 

Chociaż, warto też wiedzieć, że na przestrzeni wieków brzeg morza znacznie się obniżył, co nieco wyjaśnia współczesne położenie pochodzącej z XII wieku Wieży Dziewiczej, zbudowanej na jeszcze starszych fortyfikacjach miejskich, sięgających niegdyś brzegu. Z tego powodu obiekt, jako stanowiący część tych dawnych konstrukcji, jest nazywany również basztą. W swoich dziejach budowla pełniła rozmaite funkcje, m.in. latarni morskiej czy obserwatorium astronomicznego. Jedna z legend mówi, że wieża ta została zbudowana dla córki jednego z szachów, z której rzuciła się ona w odmęty Morza Kaspijskiego z powodu doznanego nieszczęścia. Tajemnicza jej historia jak dotąd nie doczekała się jedynej uznanej genezy oraz odkrycia pierwotnego przeznaczenia, z którymi zgadzaliby się wszyscy, dlatego z pewnością warto samemu zajrzeć do jej wnętrza, funkcjonującego obecnie jako muzeum historii miasta i zatopić się w tajemniczych opowieściach o jej pochodzeniu

 

(zdj.2) Azerski manat z odwzorowaną Wieżą Dziewczą (źródło: National Bank of Azerbaijan – http://www.banknotes.com/az.htm, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4550603  )

Po obejrzeniu wystawy następnym obowiązkowym punktem jest prywatne, niewielkie Muzeum Miniaturowych Książek. Salon wystawowy może pochwalić się kolekcją kilkuset woluminów, wśród których znajduje się nie tylko literatura azerbejdżańska, ale również polska, a także napisana w języku esperanto. Nie należy się obawiać o to, że przeoczy się któryś z niewielkich rodzimych obiektów wystawionych przez muzeum, bowiem po wejściu do środka jego pracowniczka od razu zwraca się ku nam z pytaniem, z jakiego kraju odwiedzający przybywa i z miejsca, bez pytania czy dany osobnik z pewnością jest zainteresowany podziwianiem tego, do czego być może już przywykł (chociaż absolutnie nie w takim rozmiarze i w takim otoczeniu), prowadzi do odpowiedniej gabloty.

(zdj.3) Kolekcja muzeum została wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa (źródło: Gulustan – Own work, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=9063731 )

Kolejnym miejscem jest XV-wieczny kompleks pałacowy należący niegdyś do szachów Szyrwanu, z położonym na jego terenie mauzoleum, meczetem, pomieszczeniami należącymi dawniej do szacha i jego rodziny oraz muzeum mieszczącym zbiory pochodzące sprzed kilkuset lat.

Kiedy słońce nieco już zelżeje, nadchodzi pora na spacer po szerokim i długim na niemal cztery kilometry Bulwarze Nafciarzy, położonym tuż nad brzegiem morza. Stąd świetnie prezentuje się widoczny niemal z każdego punktu miasta kompleks trzech budynków-drapaczy chmur znanych jako “Płomienne Wieże”Warto na nie zwrócić uwagę szczególnie wieczorem, kiedy wyświetlane na ich ścianach obrazy powodują ożywienie konstrukcji i zgodnie z nazwą nadają jej kształt ogromnych jęzorów ognia. 

Górujące nad miastem na wysokości niemal 200 metrów nie bez przyczyny zostały zaprojektowane tak, aby ich wygląd przywodził na myśl płomienie. Ma to związek z persko-arabską nazwą państwa, tłumaczoną jako “Kraj Ognia” i łączącą ją z pochodzeniem i kolebką wyznawców starożytnego zaratustrianizmu, nazywanych potocznie czcicielami ognia właśnie. Kraj znany jest z poszukiwania swoich korzeni i tożsamości nie tylko w tej religii i w islamie, ale także w chrześcijaństwie, istniejącym na północnych ziemiach współczesnego Azerbejdżanu do IV wieku. Budynki można zobaczyć z bliska, dostając się w jego pobliże dzięki naziemnej kolejce “Funicular”, prowadzącej na taras widokowy oraz do restauracji „Tellequlle”, która jest położona na wysokości 175 m n.p.m. Jej szczególną atrakcją jest to, że w ciągu godziny dokonuje obrotu o 360 stopni.

(zdj.4) Kolejka „Funicular” w Baku (źródło: #salambaku )

Jednym z najsłynniejszych wyrobów artystycznych Azerbejdżanu są zapewne ręcznie tkane dywany. Trzykondygnacyjnego, multimedialnego Muzeum Dywanów nie sposób pomylić z żadnym innym, bowiem jego dach zaprojektowany został na kształt zwiniętego, bogato zdobionego dywanu. Można w nim obejrzeć niesamowitą kolekcję pochodzącą z różnych rejonów kraju oraz co nieco podpatrzeć, jak się je wyrabia.

Popołudniu warto wyruszyć w półgodzinny rejs statkiem po zatoce, a wieczorem udać się na spacer po Placu Fontann i do jednej z łaźni typu hammam, oferujących różnego rodzaju zdrowotne zabiegi. Koniecznie trzeba też zobaczyć interesujące architektonicznie Centrum Kultury Azerbejdżanu im. Hajdara Alijewa.

Wycieczki jednodniowe w okolicach Baku 

Okolice Baku również mają wiele do zaoferowania, na przykład jednodniowe wycieczki w różnych kierunkach. Jedną z nich jest przejazd do Surachanów i świątyni Ateszgah, jednej z dzielnic, w której znajduje się bardzo dobrze zachowany kompleks świątynny, należący dawniej do wyznawców wspomnianej wcześniej starożytnej religii – zoroastryzmu.

Inną propozycją jest wypad do Gobustanu położonego na terenie parku narodowego, miejscowości znanej z tajemniczych rytów skalnych. W odległości około kwadransa jazdy samochodem znajduje się natomiast jeszcze inne miejsce, z którego słynie ten teren – eksplodujące wulkany błotne. Nieopodal warto też zobaczyć usytuowane na uboczu i nieco ukryte wśród skał mistyczne mauzoleum szejka Diry Baby pochodzące z XV wieku.

Autorka: Klaudia Kosicińska

Autorka: Klaudia Kosicińska

Związana z portalem Kaukaz.net i Fundacją Inna Przestrzeń, prowadzi badania na południowo-wschodnim pograniczu Gruzji. Kończy studia w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UW, absolwentka studiów wschodnich ze specjalizacją Kaukaz oraz animacji kultury. Od dwóch lat współtworzy Przegląd Kina Gruzińskiego „Gamardżoba kino”. Prowadzi wycieczki kulturowe w Gruzji, Azerbejdżanie i Armenii. Poza polskim zna rosyjski, angielski i na poziomie komunikatywnym gruziński – ten ostatni intensywnie zgłębia. W wolnych chwilach redaguje na fb poświęconą Tbilisi stronę “Tiflis Back Alleys”.

Więcej w zakładce O NAS.

Gruzińska Droga Wojenna i jej główne atrakcje

Gruzińska Droga Wojenna i jej główne atrakcje

Gruzińska Droga Wojenna (gruz. საქართველოს სამხედრო გზა – czyt. sakartwelos samchedro gza)

Pod nazwą Gruzińskiej Drogi Wojennej kryje się ponad 200 kilometrowa droga łącząca Tbilisi w Gruzji z Władykaukazem w Rosji.

Wybudowana na przełomie XVIII i XIX wieku przez Imperium Rosyjskie w celu umocnienia pozycji na terenach ówczesnego Królewstwa Kartlii i Kachetii po podpisaniu Traktatu Gieorgijewskiego w 1783 roku. Jej budowa pochłonęla ogromne jak na owe czasy nakłady finansowe.

Rzecz o historii

Grecki historyk Strabon (I w. n.e.) w swojej “Geografii” wspomina o szlaku handlowym przecinającym łańcuch Wielkiego Kaukazu, co oznacza, że droga o podobnym przebiegu musiała istnieć już w Starożytności. Właściwy charakter został jej jednak nadany dopiero kilkanaście wieków później. Bezpośrednio przyczynił się do tego wspomniany już Traktat Gieorgijewski.

Traktat Gieorgijewski

Gruzja, nękana ciągłymi najazdami ze strony Persji i Turcji, zgodziła się związać z Rosją w zamian za protektorat i pomoc wojskową w wypadku kolejnego zagrożenia. Dokument został podpisany decyzją króla Kartlii i Kachetii Ereklego II oraz carycy Katarzyny II. Bezpośrednimi sygnatariuszami ze strony Gruzji byli książęta Iwane Bagrationi i Garsewan Czawczawadze (ojciec Aleksandra Czawczawadze nazywanego „ojcem gruzińskiego romantyzmu” – być może byliście już w Tsinandali?), natomiast ze strony rosyjskiej generał Paweł Potiomkin (ten sam, który dowodził szturmem warszawskiej Pragi podczas Insurekcji Kościuszkowskiej). Wkrótce miało się okazać, na ile zapewnienie o pomocy ze strony Rosji zostanie w rzeczywistości zrealizowane…

Bitwa pod Krtsanisi i 300 Aragwijczyków

W 1795 roku, w odpowiedzi na podpisanie traktatu, doszło do wielkiego najazdu Persji na Gruzję przez chana Muhammada Agę z dynastii Kadżarów. Legendarna już, wykańczająca trzydniowa bitwa pod Krtsanisi miała miejsce 11 września (lub 24 września według aktualnego systemu dat) niedaleko Tbilisi pomiędzy Persami a zjednoczonymi wojskami królestw Kartlii i Kachetii oraz Imeretii. Na stałe zapisała się ona w historii kraju. Wśród uczestników walk zasłynął szczególnie oddział górali z doliny rzeki Aragwi, w Gruzji znany obecnie jako “300 Aragwijczyków” (gruz. სამასი არაგველი, czyt. samasi aragveli). W 2008 roku Gruzińska Cerkiew Prawosławna wydała decyzję o ich kanonizacji jako męczenników ustanawiając dzień 24 września ich świętem tzw. aragweobą (nazwą używaną lokalnie w dolinie rzeki Aragwi) lub krtsanisobą. 

Fot. Stefano Perego, Pomnik 300 Aragwijczyków na Gruzińskiej Drodze Wojennej w okolicach Jinvali

Niestety, ostatni z wielkich perskich rajdów na Gruzję pozostawia kraj zniszczony i słaby. Niedługo później chan zostaje zamordowany, umiera również król Erekle II, a wkrótce po nim także i jego syn – Giorgi XII, co daje Rosji otwartą drogę do aneksji terenów Gruzji. Wykorzystując Traktat Gieorgijewski jako pretekst, już w 1801 roku car Aleksander I ogłasza inkorporację Królestwa Kartlii i Kachetii (współcześnie tereny wschodniej Gruzji) do Imperium Rosyjskiego. W kolejnych latach zostają zajęte także państwa zachodniogruzińskie: Królestwo Imeretii (w 1804), Księstwo Megrelii (1864 – ostatnim rządzącym był książę batoniszwili Dawid Dadiani z żoną Katarzyną Czawczawadze, muzą poety Nikoloza Barataszwilego) oraz dalej Guria, Swanetia i Abchazja.

Budowa Gruzińskiej Drogi Wojennej

Gruzińska Droga Wojenna dla regularnego ruchu została otwarta w 1799 roku, ale przeprawa przez góry nadal była bardzo ciężka – przejazd zajmował średnio około 60 dni. W 1801 roku, po włączeniu terenów Kartlii i Kachetii do Imperium Rosyjskiego, rozpoczęto jej przebudowę, którą następnie kontynuowano przez kolejne lata. Modernizacja na większą skalę rozpoczęła się jednak dopiero w latach 1811-1816, kiedy droga weszła administracyjnie pod nadzór drogowy Imperium Rosyjskiego. W tym czasie na trasie Gruzińskiej Drogi Wojennej powstało też 11 stacji, gdzie m.in. zapewniano bezpłatny nocleg, jak również funkcjonowała poczta (do tej pory stary budynek poczty znajduje się w Gudauri). Stacje te powstały w: Balcie i Larsie (na terenie współczesnej Rosji) oraz kolejne, znajdujące się już w Gruzji: Kazbek (gruz. Stepancminda), Kobi, Gudauri, Mletach (Górna i Dolna), Pasanauri, Ananuri, Duszeti, Cilkani, Mcchecie oraz Tbilisi.

Trudny teren górski, schodzące lawiny i osuwiska kamieni powodowały, że przez lata szukano alternatyw dla przeprawy przez góry Wielkiego Kaukazu. W 1837 roku podjęto próbę ominięcia najwyższego punktu na drodze czyli Przełęczy Krzyżowej (2395 m n.p.m.) poprzez poprowadzenie drogi przez doliny Guduszaurską i Gudamarską oraz przełęcz Kwenacką. Po kolejnych 10 latach uciążliwych przepraw zrezygnowano jednak ostatecznie z tego pomysłu.

Warto wspomnieć, że Polacy też mieli swój udział w rozbudowie Gruzińskiej Drogi Wojennej.

W 1861 roku nadzór nad robotami budowlanymi przejął inżynier polskiego pochodzenia – Bolesław Statkowski. Ku jego czci w Górnej Mlecie (gruz. ზემო მლეტა, czyt. zemo mleta) została zainstalowana płyta pamiątkowa. Dlaczego akurat tam? Otóż to dzięki niemu powstała ponad 900-metrowa kaskada drogi wykutej w skale łącząca Mlety (Górną i Dolną) z Gudauri. Ten odcinek drogi stanowił jedno z największych osiągnięć inżynierii budowlanej XIX wieku. Wkład Statkowskiego byłby dużo większy, gdyby pozwolono mu zrealizować wszystkie jego pomysły np. te dotyczace zabezpieczenia stoków przed osuwiskami. Niestety z jednej strony administracja Imperium Rosyjskiego, z drugiej nadciągająca Rewolucja nie pozwoliła na realizację wielu projektów rozwojowych dla Gruzińskiej Drogi Wojennej.

Atrakcje na Gruzińskiej Drodze Wojennej.

Zemo-Awczalska Elektrownia Wodna (Zachesi)

Pierwszym (ruszając z Tbilisi na północ) wartym zobaczenia obiektem (widać ją z drogi) jest Zemo-Awczalska Elektrownia Wodna (Zachesi) – projekt z okresu komunistycznego z tzw. pierwszej 5-latki 1927-1931 roku. Jedna z największych hydroelektrowni w Związku Radzieckim. Znajduje się tuż przed Mcchetą. Budowa rozpoczęła się już w 1923 roku, a pierwszy agregat oddano do użytku w 1927 roku. Na terenie elektrowni znajdował się jeden z pierwszych pomników Lenina w Gruzji, zdemontowany po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku.

Mccheta – stolica starożytnej Iberii 

Kolejnym przystankiem obowiązkowym jest dawna (do VI w.) stolica Gruzji (a właściwie starożytnego Królestwa Iberii, czy Kartlii)– Mccheta wraz z katedrą Sweticchoweli (gruz. სვეტიცხოვლის საკათედრო ტაძარი, czyli Życiodajny Filar) oraz monastyr Dżwari (gruz. ჯვრის მონასტერი, czyli Monastyr Krzyżowy). Obie świątynie to miejsca związane z początkami chrześcijaństwa na terenie Gruzji i postacią św. Nino. Dodatkowo położone w malowniczym miejscu, bo tuż przy zbiegu dwóch rzek – Mtkwari i górskiej Aragwi. Mccheta, jak i obie świątynie znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Nieopodal Mcchety, po przeciwnej stronie rzeki Mtkwari, położona jest starożytna twierdza Armazi (gruz. არმაზციხე, czyt. armazis tsikche), w której znajdowała się właściwa, pierwsza siedziba władz gruzińskiego królestwa Kartlii. Założona przez króla Farnawaza I w III w. p.n.e., została zniszczona w czasie najazdu Arabów w 730 r. n.e. Obecnie niewiele osób odwiedza to miejsce, a warto chociażby z dwóch względów: wspaniałych widoków, jak również możliwością wejścia po drabinie do jednej z pieczar modlitewnych.

Z powstaniem katedry Sweticchoweli związana jest legenda o świętej Sydonii. 

Brat Sydonii – Eliasz, przebywał akurat w Jerozolimie, kiedy został świadkiem śmierci Chrystusa na krzyżu. Po tym odkupił od rzymskiego żołnierza sukno, należące wcześniej do Jezusa. Kiedy przybył z nim do Gruzji, jego siostra Sydonia zmarła na skutek silnych doznań spowodowanych ujrzeniem i dotknięciem świętego przedmiotu. Została pochowana razem z nim, gdyż nie sposób było wydostać go z jej uścisku.

W kolejnych wiekach, kiedy król Mirian III dzięki świętej Nino na początku IV wieku przyjął chrześcijaństwo, to właśnie dawne miejsce pochówku Sydonii obrał za teren budowy nowej świątyni. W ciągu wieków na miejscu jej grobu zdążył wyrosnąć okazały lebanoński cedr, który król rozkazał ściąć na podbudowę siedmiu filarów cerkwi. Siódmy z nich miał magiczne właściwości, samoistnie wznosząc się ku niebu. Święta Nino całą noc modliła się o to, aby kolumna opadła na ziemię, a jej błagania przyniosły oczekiwany skutek. Odkryto jednak, że kolumna posiada magiczne właściwości z jej wnętrza wydobywała się uzdrawiająca ciecz. Katedrę nazwano więc Sweticchoweli, co znaczy Życiodajny Filar.

Legenda ta dotyczy cerkwi z IV w., na której drewnianych pozostałościach król Wachtang Gorgasali w V w. postanowił wznieść nową świątynię po tym, kiedy cerkiew uzyskała niezależność od syryjskiej Antiochii. Kolejny kształt katedra przybrała na przełomie X-XI w. i w tej postaci znana jest nam współcześnie. Słynna jest opowiadana przez miejscowych legenda o jej architekcie, która posłużyła pisarzowi i historykowi Konstantinowi Gamsachurdii (ojciec pierwszego prezydenta Gruzji, Zwiada Gamsachurdii) za kanwę powieści Ręka wielkiego mistrza. Historia opowiada losy jej twórcy, Arsukidze, który w swoim fachu i talencie znacznie przewyższył możliwości swojego nauczyciela, po czym  ten, z zazdrości i z obawy o to,  że architekt stworzy w innym miejscu podobne dzieło, rozkazał uciąć mu dłoń. Według niektórych, o wydarzeniu tym przypomina płaskorzeźba znajdująca się na północnej fasadzie katedry, tuż pod łukiem, przedstawiająca rękę.

Ananuri – the winter is coming…

Kolejnym popularnym obiektem na trasie jest Ananuri, twierdza z XIV – XVIII wieku. Służyła jako punkt obronny dla północnych obszarów Kaukazu Południowego. Malowniczo położona w miejscu dopływu niewielkiej rzeki Wedzatchewi do Aragwi. W czasie powstania twierdzy siedzibą książąt (eristawich) znajdowała się w pobliskim Duszeti. Pierwsze znane źródła informacji o twierdzy pojawiają się u historyka, geografa i księcia Wachusztiego Bagrationi z XVIII wieku. Opisał on zatargi miejscowych władców w następujący sposób.

W 1739 roku twierdza została zdobyta szturmem przez ksańskich książąt Szansze (z doliny rzeki Ksani) oraz Lezginów (znacie taniec lezginka?). Miejscowy książę Bardzim Mdiwanbergi został obwiniony przez szturmujących o zdradę narodu gruzińskiego i wraz ze świtą został spalony w wieży, w której próbował się ukryć przed najeźdźcami. W czasie najazdu, Lezgini pocięli kindżałami freski w cerkwi Zaśnięcia Bogurodzicy. W 1795 roku podczas opisanego już wcześniej szturmu Agha Mahometa Khana, miejscowi obrońcy stawili skuteczny opór wojskom perskim nie przepuszczając ich na północ.

Od momentu włączenia Gruzji do Imperium Rosyjskiego, w twierdzy Ananuri stacjonowały oddziały rosyjskie. W 1812 roku miejscowi górale próbowali zdobyć twierdzę w czasie lokalnego powstania, które jednak zostało szybko stłumione przez posiłki wysłane z Tbilisi. W czasie rządów rosyjskich powstał plan przekształcenia Ananuri w wojskowe miasto-twierdzę, jednak później plany te zostały zarzucone, a bez jurysdykcji rosyjskiej twierdza szybko popadła w ruinę.

Fot. Maja Lindner, Widok z Ananuri na zbiornik Zhinvali

Lomisa

Monastyr Lomisi, położony niedaleko Gudauri, pochodzi z IX wieku. Jak go znaleźć? Jak dotrzecie do Mlety zobaczycie cerkiew św. Giorgiego, na lewo od której biegnie droga do monastyru Lomisi. Jest jedną z najwyżej położonych świątyń w Gruzji. Raz w roku, siódmego tygodnia po prawosławnej Wielkanocy, monastyr staje się miejscem niezwykle ważnego święta– Lomisoby, związanej częściowo z kultem ikony świętego Giorgiego, której monastyr zawdzięcza swoje powstanie, a częściowo będącego pozostałością po obrzędach przedchrześcijańskich. Mieszkańcy pobliskich i dalszych miejscowości wspinają się na górę, na której położona jest świątynia,  modląc się o płodność, wyzdrowienie i wsparcie. We wnętrznu cerkwi znajduje się około 40-kilogramowy łańcuch wniesiony tam przez legendarnego byka Lomisę. Każdy może poczuć ciężar łańcucha na karku i obnosząc go wokół ikony św. Giorgiego wyprosić łaskę w osobistej intencji.

fot. Agnieszka Zielonka, Mnich niosący łańcuch lomisi wokół ikony św. Giorgiego.

Gudauri – dawna stacja dla karawan, dziś stacja narciarska.

Najwyżej położoną wioską na trasie Gruzińskiej Drogi Wojennej jest miejscowość Gudauri, położona tuż nad Przepaścią Gudaurską na wysokości 1900 – 2100 m n.p.m. Droga z Gudauri do Zemo Mlety opuszcza się na około 900 metrów (z przełęczy Krzyżowej do Zemo Mlety) i składa się z sześciu poziomów wykutych w skałach. Konstruktorem tej części był wspomniany już inżynier polskiego pochodzenia – Statkowski. Ta część drogi została otwarta dopiero w 1861 roku, wcześniej droga przechodziła z Kweszeti do Kaiszauri. Obecnie Gudauri to najlepiej rozwinięty resort narciarski w Gruzji. Więcej na ten temat w naszym artykule Zima w Gruzji. 

Niezwykłe wrażenie robi znajdujący się tuż za Gudauri, nad przepaścią Czarciego Wąwozu, pomnik Przyjaźni Gruzińsko-Rosyjskiej, nazywany również „Arką Przyjaźni” czy „Panoramą”. Mierząca 70 metrów długości budowla została ukończona w 1983 roku z okazji 200-lecia podpisania Traktatu Gieorgijewskiego. Powstała według projektu Giorgiego Czikawy przy współpracy artystów Zuraba Kapanadze, Zuraba Leżawy i Nodara Malazonii. Czikawa wraz z Zurabem Dżalachania jest równiez autorem słynnego, znanego każdemu studentowi architektury post-konstruktywistycznego budynku Ministerstwa Infrastruktury z 1975 roku, który obecnie mieści siedzibę Bank of Georgia.

fot. Agnieszka Zielonka, Pomnik przyjaźni gruzińsko-rosyjskiej

Majestatyczny wulkan Kazbek (5054 m n.p.m.)

Góra Kazbek, w Gruzji znana jako Mkinwarcweri (gruz. Lodowa Góra), to jeden z siedmiu kaukaskich pięciotysięczników (5054 m n.p.m.). U jej podnóża, na wysokości 2170 m n.p.m., stoi monastyr Gergeti wraz z XIV-wieczną cerkwią Cminda Sameba (Świętej Trójcy). To niezwykłe miejsce, jeden z najczęściej fotografowanych obiektów na Kaukazie. Jedyna w całym regionie Chewi świątynia na planie krzyża, zbudowana dodatkowo z lokalnych andezytów, a nie z tufu wulkanicznego, jak większość cerkwi w Gruzji. To tutaj przechowywany był krzyż św. Nino podcas najazdów Perskich.

Chociaż przejazd Gruzińską Drogą Wojenną jest atrakcją samą w sobie, to miejscowość Stepancminda (znana też pod swoją sowiecką nazwą „Kazbegi”) stanowi najczęstszy cel wszystkich wybierających się nią na wyprawę. Nazwa Stepancminda oznacza “Święty Stefan”. Legenda głosi, że nazwana została tak od imienia mnicha, który w porę ostrzegł mieszkańców gór przez zbliżąjącą się lawiną. Z nazwą „Kazbegi” wiąże się już nieco bardziej skomplikowana historia. Niektórzy uważają, że wzięła swój początek od nazwiska urodzonego w mieście słynnego pisarza Aleksandra Kazbegi (1848-1893), którego pomnik wraz z otaczającym placem wyznacza centralny punkt miasteczka. Nie jest to jednak prawdą, gdyż nazwa miała upamiętnić nie Aleksandra, a jego pradziadka, właściciela ziemskiego Kazi-beka Czopikaszwili. W II połowie XVIII wieku (czyli jeszcze przed przyjęciem protektoratu Rosji przez Gruzję) bardzo przyczynił się on do rozwoju miejscowości. To dzięki jego funduszom wybudowany został most prowadzący przez rzekę Terek, a jego syn, Gabriel, po tym, kiedy otrzymał tytuł szlachecki, zaczął mianować siebie imieniem swojego ojca. Wtedy to też miasteczku została nadana używana po dzisiaj nazwa Kazbegi, funkcjonująca obok wspomnianej wcześniej „Stepancmindy”, nadanej (lub przywróconej) w 2006 roku. Z pewnością warto wybrać się do znajdującego się tutaj muzeum Aleksandra Kazbegi i bliżej zapoznać się z historią miasta, a także znaleźć odpowiedź na pytanie, co inspirowało pisarza do tworzenia fabuły swoich powieści.

Wąwóz Darialski jest niekiedy nazywany “Bramą Alanów” od Alanów, ludu indoirańskiego, który przed wiekami kontrolował te ziemie. Twierdza Dariali została wybudowana w 1844 roku dla ochrony przed inwazją północnych nomadów oraz strategicznej drogi wojennej. W wąwozie znajdują się też ruiny zamku królowej Tamar, wspomnianego w powieści „12 Krzeseł” Ilii Ilfa i Eugeniusza Pietrowa. Nie sposób pominąć strzelistych, średniowiecznych wież obronno-sygnalizacyjnych, służących mieszkańcom do ochrony przed najeźdźcami.

Kolejnym interesującym obiektem jest Kamień Jermołowski — olbrzymi głaz narzutowy znajdujący się w korycie rzeki Terek, niedaleko Zemo Larsu na granicy rosyjsko-gruzińskiej. Kamień został przeniesiony po obsunięciu się lodowca Dewdorak ze zboczy Kazbeku w 1832 roku.

Autorka: Maja Lindner

Autorka: Maja Lindner

Gruzińska przewodniczka kulturowa i górska – członkini Gruzińskiego Stowarzyszenia Przewodników (SAGA). Rezydentka Gruzji, dzieli swoje życie pomiędzy Tbilisi i Gudauri. Przewodniczka beskidzka po zdanych egzaminach wewnętrznych. Z wykształcenia ekonometryk i muzyk w klasie wiolonczeli. Przez ostatnie 7 lat pracowała dla największych międzynarodowych korporacji, jak: Discovery Communications, Fox International Channels, Dentsu Aegis Networks czy w końcu też Telewizji Polskiej. Alpinistka, członkini KW Warszawa oraz Alpenverein. Właścicielka agencji 7 Senses Travel.

Więcej w sekcji O NAS.