Czy marki outdoorowe są eko? Kilka słów o etyce outdooru.

Czy marki outdoorowe są eko? Kilka słów o etyce outdooru.

Co to znaczy być eko w świecie marek outdoorowych?

Wszyscy kochamy spędzać czas aktywnie w górach i chcielibyśmy, aby dzika przyroda pozostała dla nas jak najdłużej dostępna w niezmienionej ręką ludzką postaci. Wspinając się na Kazbek czy na trekkingu w Swanetii potrzebujecie specjalistycznej odzieży czy sprzętu. Jakie są Wasze ulubione marki – Quechua, Arc’teryx, The North Face, a może Vaude? Ale czy zastanawialiście się kiedyś, czy te produkty chronią dzikie miejsca, do których umożliwiają nam dostęp i cieszenie się nimi? Czy firmy wytwarzające sprzęt i odzież outdoorową robią coś, aby zminimalizować negatywny wpływ na środowisko naturalne?

Mamy dla Was dobrą wiadomość: coraz częściej odpowiedź na tak postawione pytanie brzmi: TAK!

Zwiększyła się znacznie liczba proekologicznych standardów i certyfikatów produkcji w branży outdoorowej, takich jak chociażby system bluesign®, oraz firm, wśród których przoduje Patagonia, podejmujących działania na rzecz zwiększenia świadomości pro-ekologicznej wśród konsumentów.

Jest kilka obszarów, w których marki podejmują działania na rzecz ochrony środowiska naturalnego:

  • dbanie o dobrostan zwierząt,
  • wykorzystanie materiałów organicznych oraz pochodzących z recyklingu,
  • jakość, trwałość i łatwość naprawy produktu, jak również polityka zwrotów i napraw producenta,
  • promocja świadomości ekologicznej i zrównoważonego stylu życia,
  • wspieranie organizacji NGO działających na rzecz zrównoważonego rozwoju.

Chcielibyśmy przybliżyć Wam nieco ten temat, dlatego poniżej kilka słów o tym, na co warto zwrócić uwagę przy zakupach sprzętu i odzieży outdoorowej, oraz które marki outdoorowe podejmują realne wysiłki na rzecz ochrony środowiska naturalnego. [ekologiczne marki outdoorowe]

Zapewnienie dobrostanu zwierząt

Puch a dbanie o dobrostan zwierząt – RDS i GTDS

Produkty puchowe, jak kurtki czy śpiwory posiada właściwie każdy entuzjasta górskich aktywności, szczególnie jeżeli należy do wyznawców pakowania się „na lekko”. Niestety, puch często pozyskiwany jest w sposób nieetyczny – ptaki trzymane są w klatkach, skubane na żywo i zmuszane do jedzenia. Dlatego powstały standardy, jak RDS (ang. Responsible Down Standard) czy GTDS (ang. Global Traceable Down Standard). Zgodnie z zasadami certyfikacji zabronione jest m.in. skubanie żywych zwierząt, karmienie z użyciem siły, jak również zapewnione są odpowiednie warunki chowu dla ptaków przez ich całe życie.

Coraz więcej firm stosuje RDS czy GTDS przy wyborze dostawców dla puchu wykorzystywanego w ich produktach, spośród popularnych marek dostępnych również w Polsce, standard ten stosują: Patagonia, Mountain Hardware i The North Face. Więcej na temat porównania obu standardów możecie przeczytać na stronie The Wire Cutter.

Linia produktów PrimaLoft® Bio™ oraz wykorzystanie PCR

Dla tych, którzy chcieliby całkowicie wyeliminować produkty pochodzenia zwierzęcego, PrimaLoft jest doskonałą, zrównoważoną alternatywą dla puchu. PrimaLoft to wysokowydajna syntetyczna ocieplina o parametrach rozprężalności, oddychalności i stosunku wagi do dostarczanego ciepła zbliżonych do tych, jakie posiada puch naturalny.

PrimaLoft dostępny jest w wersjach Bio oraz P.U.R.E, a każda z nich promuje zrównoważony rozwój dzięki wykorzystaniu materiałów pochodzących z recyklingu (min. 50% wypełnienia pochodzi z tzw. PCR czyli z ang. post-consumer recycled content).

Najbardziej proekologiczna PrimaLoft Bio wykonana jest aż w 100% z materiałów pochodzących z recyklingu, a producent deklaruje praktycznie całkowitą bio-degradowalność produktu w ciągu około 2 lat – to oczywiście nie to samo co żywotność produktu ;).

Nic dziwnego, że PrimaLoft Bio powstała w kooperacji z Patagonią – ocieplinę możecie znaleźć np. w linii produktów Patagonia Nano Puff®. Poza Patagonią PrimaLoft Bio stosowany jest w produktach takich marek, jak: Jack Wolfskin, Helly Hansen czy Norrona. Pełną listę marek znajdziecie na stronie PrimaLoft.

Standard dla produktów wełnianych/ merino czyli RWS 

Podobnie jak RDS w przypadku puchu, standard RWS (ang. Responsible Wool Standard) ma na celu dbanie nie tylko o owce, z których pozyskiwana jest wełna, ale także o tereny, na których się je wypasa.

Pociąga to za sobą konieczność zapewnienia tzw. 5 Wolności Dobrostanu Zwierząt (wolność od głodu / pragnienia, dyskomfortu psychicznego, obrażeń / chorób/ bólu, stresu / strachu i wolności do wyrażania naturalnego zachowania), a także odpowiedzialnych i postępowych metod hodowli chroniących różnorodność biologiczną.

Wiele firm outdoorowych przyjęło Responsible Wool Standard, w tym oczywiście Patagonia, a z innych np. Kathmandu, Vaude i REI. Inne firmy jak np. Salewa korzystają z wełny recyklingowej, np. Salewa Sarner.

Materiały organiczne oraz pochodzące z recyklingu

Kolejny sposób, w jaki przemysł odzieżowy może ograniczyć negatywny wpływ na środowisko to stosowanie organicznych materiałów (organiczna bawełna, konopie, babmbus, jedwab, wełna) albo pochodzących z recyklingu (najczęściej jest to rPET czyli poliester z recyklingu butelek PET). Wielu producentów outdoorowych posiada w swojej ofercie właśnie takie produkty, jak np. plecaki z rPET od RE-KANKEN FJALLRAVEN , chusty wielofunkcyjne BUFF Inifity, głośna była także kampania wokół adidas parley kolekcji butów i odzieży z odpadów morskich. [ekologiczne marki outdoorowe]

O ile jednak stosowanie organicznych materiałów ma sens, chociażby ze względu na ich bio-degradowalność (tak – możecie wrzucić swoje stare koszulki z organicznej bawełny np. do kompostownika), o tyle wykorzystanie materiałów z recyklingu bywa już bardziej dyskusyjne. No bo jednak śmieć (butelka PET) zamienia się w kolejny śmieć (buty, koszulka etc.), co prawda ładny i obrandowany ale jednak nie do końca stojacy w zgodzie z ideą ograniczania negatywnego wpływu na środowisko.

Bawełna organiczna (ale też len, konopie, wełna, bambus czy jedwab)

W przeciwieństwie do zaawansowanych praktyk hodowli wymaganych dla uzyskania certyfikacji RWS (patrz wyżej), „ekologiczność” wykorzystania bawełny organicznej to przede wszystkim sposoby uprawy minimalizujące negatywny wpływ na środowisko. Oznacza to ograniczenia m.in. w zastosowaniu chemikaliów (np. pestycydów i herbicydów) i emisji dwutlenku węgla, a także promocję czystej, zdrowej gleby, oszczędzania wody i energii oraz różnorodności biologicznej dzięki wdrożeniu najlepszych praktyk rolnictwa ekologicznego. Ma to sens, szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę, że wielkość światowego areału bawełny znajduje się na 3 miejscu po uprawach zbóż i soi. Niestety obecnie jedynie 1% wszystkich upraw bawełny stanowi bawełna organiczna.

Na rynku odzieży outdoorowej coraz większa liczba producentów wykorzystuje bawełnę organiczną w swoich produktach np.: Patagonia, Salewa, La Sportiva, Black Diamond i The North Face, żeby wymienić tylko kilka. Informację o składzie produktu znajdziecie każdorazowo oczywiście na metce 🙂 Łatwo znaleźć produkty uszyte z bawełny organicznej także w popularnych sklepach outdoorowych online np. https://8a.pl/bawelna-organiczna

Poza bawełną organiczną jako ekologiczne określa się również produkty wytwarzane przy wykorzystaniu innych naturalnych włókien, jak len, konopie, bambus, wełna czy jedwab. Dzięki naturalnym włóknom, z których powstają, są to produkty całkowicie biodegradowalne. Starą koszulką możecie zasilić np. domowy kompostownik, albo wykorzystać skrawki pociętej koszulki w doniczkach.

Poliester z recyklingu (rPET)

Poliester z recyklingu to materiał pochodzący z przetworzenia plastikowych butelek PET. I choć jest to kolejny sposób kreatywnego podejścia do „zrównoważonego marketingu”, to jednak nie do końca o to w tym wszystkim powinno chodzić. Jak wspomnieliśmy wcześniej przetworzenie śmieci na rPET nie powoduje, że takie śmieci znikają, zostają przekształcone na sposób użytkowy w produkt, który jednak nie jest biodegradowalny. Każde kolejne „odnowienie” czy „zrecyklingowanie” takiego produktu będzie mniej efektywne, czyli śmieć wyprodukuje kolejny śmieć. Co wiecej, w procesie recyklingu wykorzystuje się dużą ilość chemikaliów np. odbarwiajacych butelki PET. [ekologiczne marki outdoorowe]

Niemniej jednak stanowi jakiś pomysł na zagospodarowanie śmieci, które już zostały wytworzone. Szczególnie, jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że odzież outdoorowa to w znacznej części produkty z poliestru. Dlatego poza wymienionymi już wyżej producentami wykorzystującymi rPET w swoich produktach, jak Buff, PrimaLoft, adidas, Fjallraven, ogromna większość pozostałych marek również z niego korzysta. Co więcej często marki deklarują konkretne cele na włączenie tego rodzaju poliestru do swojej oferty, np. Patagonia deklaruje, że w 2020 roku 80% produktów poliestrowych będzie na bazie rPET. 

Jakość jest zdecydowanie eko!

Kolejnym sposobem na ograniczenie nadmiernej produkcji odzieżowych śmieci jest zakup produktów wykonanych z trwałych, jakościowych materiałów.

Inwestycja w jakość stanowi jeden z fundamentów zrównoważonego podejścia do zakupów odzieży outdoorowej. Co jednak JAKOŚĆ oznacza w outdoorze?

  • #LIFETIME – będziecie w stanie się cieszyć produktem zdecydowanie dłużej, niż 1-3 sezony. Niektóre marki deklarują wręcz, że ich produkty są typu #lifetime, czyli na całe życie (przewidziane dla produktu) np. Arc’teryx, Vaude – specjalna linia produktów Green Shape;
  • MNIEJ PRANIA – będziecie mogli zdecydowanie rzadziej robić pranie, co oznacza mniejsze zanieczyszczanie wód mikrowłóknami syntetycznymi (w tym zakresie pomaga również korzystanie ze specjalnych worków do prania syntetyków Guppyfriend), jak również mniejsze naturalne zużycie materiału w praniu. Dodatkowo niektóre materiały jak np. wełna merino, produkty z dodatkiem srebra (np. Polygiene®), wymagają znacznie rzadszego prania od syntetycznych alternatyw. Dobrą kampanię w tym zakresie prowadzi pod nazwą #teesforgood Icebreaker.
  • NAJLEPSZY SERWIS – będziecie w stanie łatwo naprawić posiadane jakościowe produkty, dzięki np. zestawom naprawczym dołączonym przez producenta, czytelnej instrukcji użytkowania i naprawy (lub serwisom takim jak np. ifixit), dostępności produktów pielęgnacyjnych przedłużających życie waszego jakościowego produktu, łatwej polityce naprawy i zbiórki zużytej odzieży oferowanej przez producenta (np. Salewa, Vaude, Patagonia, Arc’teryx);
  • ŁATWĄ ODSPRZEDAŻ/ WYMIANĘ – będziecie również w stanie (dzięki dobrej jakości produktu), łatwiej sprzedać produkt na rynku wtórnym i odzyskać część waszej pierwotnej inwestycji lub skorzystać z coraz popularniejszych lokalnych giełd wymiany. Rynek wtórny tworzą nie tylko sami konsumenci, ale również producenci oferujący produkty używane, czy też uszyte w ramach tzw. upcyklingu, czyli ze skrawek. Przykładami są The North Face Renewed czy Patagonia Worn Wear.

OK, wszystko pięknie ale które marki outdoorowe wybrać?

Dobre pytanie, w szczególności, że pewnie macie swoje ulubione marki, ulubione sklepy i dysponujecie określonym budżetem. W wielu mniejszych krajach, w tym w Gruzji, decyzje zakupowe sterowane są także poprzez dostępność dystrybutorów danej marki. Na rynku gruzińskim w sklepach dominują produkty marki The North Face – producenta znajdującego się w tzw. mainstreamie marek outdoorowych – tanich, dostępnych… i niestety również średnio ekologicznych.  ekologiczne marki outdoorowe

Istnieją organizacje, które oceniają na ile zrównoważona jest polityka firm na rynku outdoorowym, jedną z nich jest RANK A BRAND/ GOOD ON YOU  Organizacja stworzyła system oceny producentów m.in. na rynku outdoorowym według 3 kategorii: zarządzania ludźmi w procesie produkcji, troski o środowisko oraz troski o dobrostan zwierząt. Weryfikowane są konkretne działania podejmowane przez producentów, zgodność deklaracji na poziomie marketingowym z końcowym efektem. Poniżej prezentujemy skrócony ranking.

Ranking wybranych marek outdoorowych wg zrównoważonego podejścia do zarządzania produkcją:

1. Vaude/ Patagonia/ Jack Wolfskin – ocena 4/5

2. The North Face / Columbia – ocena 3/5

3. Arc’teryx / Mammut – ocena 2/5

(RANK A BRAND: stan na kwiecień 2020)

Oczywiście należy zaznaczyć, że oceny dotyczą jedynie części rynku outdoorowego i niektóre popularne marki nie zostały w ogóle objęte w serwisie Rank a Brand np. Salewa, Berghaus, La Sportiva. 

[ekologiczne marki outdoorowe]

Autorka: Maja Lindner

Autorka: Maja Lindner

Gruzińska przewodniczka kulturowa i górska – członkini Gruzińskiego Stowarzyszenia Przewodników (SAGA). Rezydentka Gruzji, dzieli swoje życie pomiędzy Tbilisi i Gudauri. Przewodniczka beskidzka po zdanych egzaminach wewnętrznych. Z wykształcenia ekonometryk i muzyk w klasie wiolonczeli. Przez ostatnie 7 lat pracowała dla największych międzynarodowych korporacji, jak: Discovery Communications, Fox International Channels, Dentsu Aegis Networks czy w końcu też Telewizji Polskiej. Alpinistka, członkini KW Warszawa oraz Alpenverein. Właścicielka agencji 7 Senses Travel.

Więcej w sekcji O NAS.

4-tysięczniki Kaukazu – Tetnuldi, Laila, Shahdag, Bazarduzu

4-tysięczniki Kaukazu – Tetnuldi, Laila, Shahdag, Bazarduzu

autor: Maja Lindner

TETNULDI (4858 m n.p.m.) – PIRAMIDA SWANETII

Tetnuldi to jeden z kaukaskich 4-tysięczników i jeden z symboli górskiego regionu Swanetia. Odnoszą się do niego lokalne legendy, jak i bardziej współczesne pieśni folkowe. „Kocham miejsce, w którym się urodziłem (gruz. miqvars sadac davibade)…”, ponieważ są tam tak piękne szczyty, jak Uszba, Szchara i Tetnuldi…

O ile Szchara to najwyższy szczyt Gruzji, górujący ponad kompleksem wiosek Uszguli na wysokości ok 5201 m n.p.m., z kolei Uszba o dwu-wierzchołkowm „rogatym” szczycie nosi miano „Matterhornu Kaukazu”, to Tetnuldi przede wszystkim zachwyca wyraźnym kształtem piramidy. Położona między wioskami Zhabeshi i Adishi stanowi ambitny cel dla wielu amatorów alpinizmu.

Droga normalna, czyli najłatwiejsza, to ta prowadząca południowo-zachodnią granią. Na skali rosyjskiej wycenia się ją na 2B, czyli o „oczko” wyżej od chociażby popularnego Kazbeku. Lodowo-śnieżna grań Tetnuldi zachwyca i przeraża jednocześnie – ekspozycja, wiszące seraki i miejsca, gdzie na „ścieżce” ledwie mieszczą się dwie stopy – to wyzwanie zapewne nie dla każdego. Dla tych jednak, którzy odważą się stanąć na szczycie nagrodą będą widoki – mityczna ściana Bezengi, Gestoła (4860 m n.p.m.), Pik Jesenina (4346 m n.p.m.), Lyalver (4355 m n.p.m.) z jednej strony, a z drugiej Katyn-Tau (4979 m n.p.m.), Szota Rustaveli (4860 m n.p.m.), czy jeden z kaukaskich 5-tysięczników szczyt Dżangi – wierzchołek główny (5074 m n.p.m.). Wrażenie robią również olbrzymie lodowce – Tsanner (jeden z większych na Kaukazie) czy Adiszi.

Odkąd powstała droga do ośrodka narciarskiego Tetnuldi, dużo łatwiej dotrzeć do podnóża góry samochodem, dzięki czemu większość wypraw rozpoczyna akcję górską na wysokości około 3000 m n.p.m. Droga wiedzie początkowo ścieżką trekkingową wśród traw, a dopiero po około 40 minutach zaczyna się wspinać dosyć kruchym kuluarem.

Tetnuldi atakuje się niosąc ciężki plecak, dlatego szczególnie należy uważać na tym podejściu. Raz, że tempo ogranicza waga plecaka, dwa że idąc w grupie chcąc nie chcąc zrzucamy kamienie na tych, znajdujących się na ścieżce poniżej nas. Warto więc założyć kask i iść w dosyć zwartej grupie, nie rozciągając się na szlaku. Kuluar po około godzinnym podejściu doprowadzi Was do jednej z odnóg lodowca Tsanner, którego prawym brzegiem, klucząc nieznacznie pomiędzy szczelinami dotrzecie do miejsca obozu na wysokości 3700 m n.p.m. Miejsce na obóz jest idealne, bo namioty stawia się na kamieniach, nie na śniegu. I ciepło, i sucho.

Na lodowcu poniżej obozu, jak i na dalszej drodze należy oczywiście działać zgodnie z zasadami poruszania się po lodowcach. Wejście na szczyt to droga wymagająca posiadania odpowiedniego doświadczenia górskiego, szczególnie obycia z ekspozycją, sprawnego wykonywania operacji sprzętowych, jak również używania raków i czekana także na lodowych odcinkach drogi. Przy niekorzystnych warunkach konieczne mogą okazać się zjazdy. Istnieje kilka wariantów podejścia do obozu na 3700 m n.p.m., w zależności w który kuluar prowadzący na lodowiec się wejdzie. Lepiej wejść wcześniej i dalszą część drogi przejść lodowcem, niż przedłużać drogą w kruchym, skalnym terenie. Powyżej obozu zobaczycie ścianę Tetnuldi i wypiętrzony na jej zboczach lodowiec.

Lodowiec Tsanner, jak większość lodowców Kaukazu, odznacza się znaczną dynamiką, stąd droga w części lodowcowej może mieć różny przebieg w kolejnych latach. Dla przykładu – w 2016 roku część lodowca powyżej obozu obsunęła się, a w 2018 roku zdarzały się lawiny aż do września na podejściu pod tzw. „poduszkę” (wys. około 3900 m n.p.m. tuż przed wejściem na grań).

Ścieżka powyżej obozu na 3700 m n.p.m. prowadzi najpierw lewą stroną lodowca, gdzie trzeba przekroczyć szczelinę brzeżną, aby dalej wspiąć się lodową ścianką na poprzecinaną szczelinami górną część lodowca tuż poniżej grani. Dalej na prawo w kierunku wspomnianej „poduszki”, gdzie możliwe jest rozbicie dodatkowego obozu (niestety już tylko na śniegu). Wyżej droga wchodzi na grań, którą osiąga się szczyt po około 2 godzinach wspinaczki. Przygotujcie się na możliwy silny wiatr i mocną pracę rakami.

Ile potrzebujecie czasu, aby z obozu na 3700 m n.p.m. wejść na szczyt i z powrotem?

Około 7-10 godzin – w zależności od tempa i stopnia aklimatyzacji. Wyprawę na Tetnuldi należy planować na około 7 dni: 1 – dzień transferowy z lotniska, 2 – dzień aklimatyzacji po locie (najlepiej przejść się gdzieś w okolicach Mestii np. nad jezioro Koruldi), 3 – dzień podejścia do obozu pod Tetnuldi, 4 – dzień aklimatyzacji, 5 – dzień szczytowy, 6 – dzień zapasowy/ zejście z gór, 7 – powrót na lotnisko. To oczywiście przy założeniu, że jesteście przygotowani do wyprawy  (kondycyjnie, sprzętowo i posiadacie odpowiednie umiejętności do posługiwania się posiadanym sprzętem) oraz, jak wiadomo, że pogoda i góra będą dla Was łaskawe.

Tetnuldi to jeden z moich ulubionych 4-tysięczników Kaukazu, bo nie jest łatwa i daje satysfakcję. Osobiście pierwszy raz na szczycie byłam w 2013 roku, wtedy góra miała też również inny, niż obecnie charakter. Na pewno będę na nią wracać jeszcze nie raz.

Wyprawa na Tetnuldi (4858 m n.p.m.) – Lodowo-śnieżna grań

Szczyt Tetnuldi czyli Białej Królowej położony jest w głównym paśmie Wielkiego Kaukazu. Roztacza się z niego niesamowity widok na Uszbę, Elbrus oraz szczyty ściany Bezengi. Charakterystyczny, stożkowaty kształt odróżnia go od otaczających wierzchołków. Góra jest jakby dopełnieniem położonej obok Gestoli oraz innej, prawdziwej “kaukaskiej wiedźmy” Uszby, o czym zresztą mówi lokalna swańska legenda… 

Na wyprawę zapraszamy osoby, które szukają kolejnego po Kazbeku wyzwaniu na Kaukazie lub te, których interesują mniej komercyjne 4-tysięczne kaukaskie szczyty. 

Autorka: Maja Lindner

Autorka: Maja Lindner

Gruzińska przewodniczka kulturowa i górska – członkini Gruzińskiego Stowarzyszenia Przewodników (SAGA). Rezydentka Gruzji, dzieli swoje życie pomiędzy Tbilisi i Gudauri. Przewodniczka beskidzka po zdanych egzaminach wewnętrznych. Z wykształcenia ekonometryk i muzyk w klasie wiolonczeli. Przez ostatnie 7 lat pracowała dla największych międzynarodowych korporacji, jak: Discovery Communications, Fox International Channels, Dentsu Aegis Networks czy w końcu też Telewizji Polskiej. Alpinistka, członkini KW Warszawa oraz Alpenverein. Właścicielka agencji 7 Senses Travel.

Więcej w sekcji O NAS.

O tym, jak wyremontowaliśmy chatkę pod Lailą (4008 m)

O tym, jak wyremontowaliśmy chatkę pod Lailą (4008 m)

Byliście już na Laili? Jeżeli nie, zapraszamy na kolejne wyprawy z nami, jeżeli tak, to na pewno pamiętacie te 900 metrów przewyższenia, które trzeba pokonać już pierwszego dnia 😉

Z wioski Zhumari znajdującej się na wysokości około 1300 m n.p.m. w ciągu mniej więcej 2 godzin dochodzi się do Leszniry na 2200 m n.p.m.

Lesznira to od wielu lat miejsce, w którym pasterze mają swoje sezonowe, letnie siedziby. Chatki pasterskie, bo o nich mowa, to zupełnie standardowe drewniane domki, bez okien, z kozą w środku do ogrzewania, docieplone workami na gruz i z dachem zbitym z desek. To tyle w kwestii techniki budowlanej.

Do niedawna chatki te były tylko dwie, położone nieznacznie powyżej miejsca, w którym szlak wchodzi na polanę, za drogowskazami. To tutaj następuje rozgałęzienie szlaków – jeden z drogowskazów pokazuje dalszy przebieg drogi na Lailę, drugi natomiast inną, tą prowadzącą w kierunku lodowej jaskini Karst.

Dwa lata temu na Lesznirze pojawił się trzeci domek, o zupełnie odmiennym przeznaczeniu, bo turystycznym. To nieczęste zjawisko na szlakach Swanetii. W okolicach Mestii poza CloudbaseHut – chatką w drodze do Jeziora Koruldi, wybudowaną przez Nikę i Laszę na ziemi należącej do ich rodziny, oraz komercyjnymi „cafe” położonymi w różnych punktach najbardziej popularnych tras trekkingowych, nie istnieje żadna infrastruktura „turystyczna”. Stąd wyjątkowość szlaku na Lailę. Domek powstał dzięki wspólnemu wysiłkowi przyjaciół rodziny Giorgiego Qaldani.

(zdj.1) Chatka turystyczna znajdująca się w drodze na Lailę na wysokości 2200 m n.p.m.

Niektórzy z Was Giorgiego mieli okazję poznać w trakcie naszych wypraw, innym wspomnę tylko że to człowiek – instytucja, przewodnik górski i głowa klanu zamieszkałego w wiosce Zhumari. Klan ten jest mi osobiście bardzo bliski. Na ile bliski o tym może świadczyć chociażby prezent, który otrzymałam na szczycie Laili w roku ubiegłym. Nóż z wygrawerowaną rodową wieżą i moim imieniem 🙂

 

(zdj.2)  Nóż wygrawerowany przez wujka z napisem „maia” i rodową wieżą

Chatka.

Kilka słów o samej chatce. Może się w niej pomieścić 8-10 osób, na prostych drewnianych piętrowych łózkach, bez materacy oczywiście. W środku znajduje się koza, stół, kilka stołków, półki na produkty spożywcze. Faktycznie, czasem ktoś zostawi kartusze z gazem, czasem makaron, czasem nawet kawę czy cukier.

(zdj.3)  Wnętrze chatki

Chatka była super, ale na ciepłe letnie noce. W innych, niż letnie, miesiącach bywało w niej zimno. Stwierdziliśmy, że musimy to zmienić. I tak powstał pomysł remontu i docieplenia chatki przed zimą. W któryś z pięknych październikowych dni wybraliśmy się więc w składzie: Maja, Michał i Giorgi do Leszniry.

Zadanie zrobienia sensownego schronienia z kilku narzuconych na siebie bali, ze szczelinami w ścianach mogącymi pomieścić pięść, nie było łatwe. Poradziliśmy sobie jednak z pomocą dodatkowego drewna, kilogramów gwoździ, kilku puszek pianki, arkuszy blachy. Dzięki temu chatka zyskała na szczelności i nawet śniegi i wiatry nie powinny być w stanie zepsuć wypoczynku. Oczywiście, nadal niezbędny jest śpiwór ale w tym momencie mamy ten komfort, że nie zostaniemy zwiani z pryczy podczas snu. Dodatkowo, przed sezonem zimowym zapewniliśmy drewno na opał no i oczywiście piec wolno stojący – kozę, na której można przygotowywać obozowe posiłki. Sprawdziliśmy czy się da i wychodzą genialnie!

Integracja w drewnianym schronieniu, do którego trzeba się zimą dokopać przez zaspy, zapalić ogień, przygotować posłanie na jednej z 8 pryczy to jest ten klimat, którego oczekuje tradycyjny turysta. Jednocześnie z chatki nadal korzystać będą pasterze, co zdecydowanie zwiększy jej użytkowanie w sezonie. Nie możemy się już doczekać kiedy, w większym gronie, sprawdzimy jak się nocuje podczas zimowych skiturów. W przyszłym sezonie letnim podczas wypraw na Lailę oraz trawersując Pasmo Swaneckie, również będziemy korzystać z noclegu w chatce. Zapraszamy!

AKTUALIZACJA

Niestety wczesną zimą 2022 roku chatka została całkowicie zburzona przez masywną lawinę. Nie jest możliwe już korzystanie z noclegu w tym miejscu.

(zdj.4) Docieplona i gotowa na zimę – zapraszamy na skiturowe wejście na Lailę już w kwietniu!

Sezon zimowy pod Lailą 

Himalaistki na Kazbeku: Anka Czerwińska i Krystyna Palmowska

Himalaistki na Kazbeku: Anka Czerwińska i Krystyna Palmowska

autor: Maja Lindner

Anka Czerwińska i Krystyna Palmowska przyjechały do nas zdobyć gruziński Kazbek (5054 m n.p.m.)!

 

We wrześniu 2019 roku gościliśmy na Kaukazie dwie niezwykłe himalaistki – Ankę Czerwińską i Krystynę Palmowską. Niegdysiejsze partnerki wspinaczkowe, na Kaukazie spotkały się po raz pierwszy w górach od 30 lat.

Warto przypomnieć ich wspólną historię:

  • 1977 – Północna Ściana Matterhornu (4478 m), pierwsze kobiece wejście z Wandą Rutkiewicz;
  • 1979 – Rakaposhi (7788 m), pierwsze kobiece wejście, nową drogą;
  • 1980 – wyprawa na Kanczendzongę;
  • 1982  udział w polskiej kobiecej wyprawie na K2, dotarły do wysokości 7000 m na Żebrze Abruzzi;
  • 1983 – wyprawa na Broad Peak jedynie w dwuosobowym kobiecym zespole, Anna Czerwińska przedwierzchołek Broad Peak: Rocky Summit (8028 m), Krystyna Palmowska stanęła na szczycie Broad Peak (8051 m) jako pierwsza kobieta w historii;
  • 1984 – udział w wyprawie na K2. Z powodu huraganowych wiatrów uczestniczki dotarły tylko do wysokości 7350 m;
  • 1985 – Nanga Parbat (8126 m), w zespole kobiecym z Wandą Rutkiewicz;
  • 1986 – dotarcie na K2 do wysokości ok. 8200 m, nową drogą do Magic Line, z Januszem Majerem, podczas tej wyprawy na górze zginęło 13 innych wspinaczy…

Krystyna Palmowska o tej ostatniej ich wspólnej wyprawie mówi: „Ta wyprawa odcisnęła na mnie swoje piętno. Anna jakoś się po tym wszystkim podniosła i działała dalej, zresztą z bardzo dobrymi rezultatami. Mój zapał osłabł.” 

Na Kaukaz przyjechały znów tylko we dwie – ich głównym celem było zdobycie Kazbeku (5054 m) drogą klasyczną od strony gruzińskiej.  

Przywitaliśmy obie Panie w Tbilisi, na placu Wolności. Na miejscu okazało się, że Pani Ania zabrała ze sobą swojego „żółtego potwora” czyli 100-litrową torbę the North Face … pokłosie ekspedycji himalajskich 🙂 Na szczęście Dato, nasz kierowca i przewodnik, to były zapaśnik, więc bez problemu wrzucił „potwora” do samochodu i wkrótce siedzieliśmy już wszyscy razem w mieszkaniu mojej przyjaciółki, gruzińskiej feministki – Maiko Chitaia. Otworzyliśmy saperavi, no a potem opowieści posypały się jedna po drugiej. Wkrótce okazało się też, że nowa historia pisze się już sama, w małym apartamencie w dzielnicy Sololaki w Tbilisi i dalej na Kazbeku…   

Uczestnicy wyprawy: Anna Czerwińska, Krystyna Palmowska, Anna Szloser, Łukasz Ważny, Karolina Sadowska. Lider: Maja Lindner. Przewodnik lokalny: Alex Nadibaidze.

W akcji szczytowej wzięli udział i stanęli na szczycie: Krystyna Palmowska, Anna Szloser oraz Łukasz Ważny.

„Pani Ania” i Karolina zrezygnowały ze względów zdrowotnych.

Zapraszamy do zapoznania się z fotorelacją z wyprawy! Dziękujemy Ketino Sujashvili za gościnę, chłopakom z Bezpiecznego Kazbeku oraz Miszy Margiani, Nice Lebanidze oraz Alexowi Nadibaidze.

AKTUALIZACJA:

Z wielkim żalem i smutkiem przyjęliśmy wiadomość o śmierci Pani Ani 31 stycznia 2023 roku. Jeszcze nie tak dawno mówiła, że chce wrócić na Kaukaz…

 

Azerbejdżan – co warto zobaczyć – cz. II Miejsca poza Baku

Azerbejdżan – co warto zobaczyć – cz. II Miejsca poza Baku

autor: Klaudia Kosicińska 

– GANDŻA –

Gandża to najbliższe Baku (375 km) większe miasto położone niedaleko granicy z Gruzją na terenie Małego Kaukazu. Dawna stolica Azerbejdżau, słynie obecnie przede wszystkim jako miejsce narodzin jednej z największych postaci w literackim panteonie Azerbejdżanu – perskiego poety Nizamiego Gandżawi. W świecie literackim znany jest on jako ojciec literatury perskiej, jako pierwszy zaczął także używać środków realistycznych w twórczości. Miasto, w którym spędził całe życie, nie przyciąga jak na razie wielu turystów, a szkoda, bo oferuje nie tylko bogatą, sięgającą VI wieku historię, ale i ekstrawagancką ciekawostkę – prywatny dom zbudowany ze szklanych butelek. Wartym wspomnienia jest również fakt, że zrabowane w XII wieku tzw. „Wrota Gandżyjskie”, znajdują się do tej pory w gruzińskim monastyrze Gelati położonym niedaleko Kutaisi w Gruzji. Z innych atrakcji okolic Gandży polecamy zajrzeć nad malownicze Jezioro Gojgol.

– GABALA –

Gabala była niegdyś stolicą Albanii Kaukaskiej, starożytnego królestwa znajdującego się na terenie dzisiejszego Azerbejdżanu. Znajduje się tutaj: oszałamiający wodospad Jeddi Gozel, co tłumaczy się jako “Siedem piękności”, przyprawiająca o dreszcze kolejka linowa zawieszona na wysokości 1600-1900 metrów oraz popularny wśród mieszkańców park rozrywki.

– IWANOWKA –

Iwanowka to wieś znana z zamieszkujących ją rosyjskich Mołokan (dosłownie mlecznicy z języka rosyjskiego), wyznawców jednego z odłamów rosyjskiego prawosławia, przesiedlonych na te tereny w latach 30-tych XIX wieku przez cara Mikołaja I po zakończeniu rosyjsko-perskiej wojny. Mołokanie, którym udało się zachować odrębność nie tylko językową, ale również wspólnotową, do dzisiaj utrzymują niewielkie, grupowe przedsiębiorstwa gospodarcze, pozostałości po sowieckich „kołchozach”. W tym samym czasie, co Mołokanie, do Iwanowki przybyli kolejni przesiedlency – Duchoborcy. Przesiedlenia te obejmowały cały teren tzw. Zakaukazia, Duchoborców i Mołokan do tej pory spotkać można również na terenie Dżawachetii w Gruzji (np. wieś Gorelovka).

– GUBA – 

Guba jest położona na wysokości 600 m n.p.m u stóp góry Szahdag (4243 m n.p.m.). Okolica zachwyca naturalnym pięknem znajdujących się w pobliżu gór, czystością powietrza, licznymi wodospadami oraz niedalekim Kanionem Tenghi. Guba stanowi również świetny punkt wypadowy do położonych niedaleko atrakcji. Jednym z takich miejsc jest niezwykła Kirmizi Keszebe / Qırmızı Qəsəbə/, znana w czasach sowieckich jako Krasnaja Słoboda, zamieszkiwana przez dużą społeczność Żydów górskich. Warto do niej zajrzeć, jako że jest to jedyna w przestrzeni postradzieckiej zwarta osada zamieszkiwana przez Żydów. Stąd już prosta droga do kolejnych interesujących punktów, wśród których jednym z najsłynniejszych jest miejscowość Hinalug. Usytuowana na wysokości ponad 2300 m n.p.m, zamieszkiwana jest przez rdzenną, niewielką społeczność, która posługuje się odrębnym językiem w ramach rodziny języków kaukaskich. Okolice słyną nie tylko z licznych obiektów o znaczeniu religijnym oraz świętych miejsc – pirów, ale również i z zagadkowych opowieści, z których najsłynniejsza, powtarzana od kilkunastu lat to prawdopodobnie ta o spotkaniu śnieżnego człowieka (tzw. yeti) przez jednego z mieszkańców. Z wioski Hinalug łatwo dostaniecie się do wejścia do Parku Narodowego Szahdag, skąd rozpoczynają się wyprawy górskie na najwyższy szczyt Azerbejdżanu – Bazardüzü (4466 m n.p.m.).

 

– LAHICZ –

Lahicz jest kolejną położoną u podnóża szczytów Kaukazu dość odosobnioną i malowniczą wsią, która słynie z wyrabianego na miejscu rękodzieła. Prowadzi do niej ekscytująca droga wśród skalnych ścian. Po drodze jest jeszcze wieś Zarnawa, do której dostać się można dzięki słynnemu pomostowi rozpiętemu pomiędzy dwoma zboczami góry.

– SZEMACHA – 

Szemacha była w przeszłości stolicą Chanatu Szyrwańskiego, wspominanego już przy okazji Baku jednego z ośrodków władzy funkcjonującego do czasów podboju przez Rosjan w XVIII w. Warto zwrócić szczególną uwagę na efektowny meczet Dżuma, odbudowany według projektu polskiego architekta, Józefa Płośki oraz mauzoleum Jeddi Gumbaz. Region to także jeden z ważnych ośrodków wyrobu dywanów.

A jakie miasto może słynąć z nietypowej chałwy, bardzo słodkiej, wilgotnej, kupowanej przez mieszkańców kraju kilogramami oraz poczuciu humoru mieszkańców? Oczywiście tylko Szeki.

– SZEKI –

W tym urokliwym, niewielkim miasteczku nie można przegapić wizyty w bogato zdobionym freskami, witrażowym Pałacu Chanów pochodzącym z XVIII wieku, świetnie zachowanym karawanseraju (dawniej używanego jako zajazd dla kupców przybywających do miasta i ich zwierząt), a także wycieczki do pobliskiej wsi Kisz, aby zobaczyć zrekonstruowaną albańską cerkiew pochodzącą z czasów Albanii Kaukaskiej oraz grobowce słynnych “olbrzymów z Kisz”. Znajduje się tutaj też ciekawostka – popiersie znanego norweskiego podróżnika Thora Heyerdala, który, zainspirowany, w swoich utworach wielokrotnie wracał do historii Azerbejdżanu, doszukując się w burzliwych dziejach tej ziemi pochodzenia pierwszych Wikingów. Miasto szczyci się również wyrobem cenionego jedwabiu oraz górą nazywaną “Górą Chana Czelebiego” na którą można dostać się transportem 4×4. Emocjonujący, offroad’owy wjazd kończy się na wysokości 2200 m. n.p.m. Z terenu rozpościera się niezapomniany widok na miasto i okolice oraz szczyty Wielkiego Kaukazu.

To tylko jedne z niewielu atrakcji, które kraj proponuje odwiedzającym, nie zapominając również o kuchni, z której Azerbejdżan słynie. Szczególnie warto wspomnieć popularny kutab faszerowany mięsem lub zieleniną i dowgę – lekką, jogurtową zupę z miętą czy bakłażan w najróżniejszych wydaniach. Wszystko przyrządzane jest z użyciem rozmaitych miejscowych ziół i przypraw, takich jak sumak, tymianek, szafran, kolendra i bazylia. Aromatyczna, zaparzana w czajniku i pita w kraju na potęgę herbata z dodatkiem miejscowych konfitur lub baklawy będzie idealnym zwieńczeniem dnia.

Mamy nadzieję, że ten krótki tekst chociaż częściowo pokazał, jak niebanalnym i wciągającym miejscem może okazać się Azerbejdżan. Chociaż Baku to szybko rozwijająca się metropolia, której centralne rejony zaskakują wielu turystów nie spodziewających się tak wysokiej jakości usług, możliwości spędzenia wolnego czasu, ofertą restauracji i hoteli, odbywającymi się koncertami, to w planie podroży warto uwzględnić również mniejsze miasta i miejscowości, kuszące spokojem, życzliwością i zaciekawieniem mieszkańców, a także wyjątkową przyrodą. W Azerbejdżanie wciąż wiele pozostaje do odkrycia.

Zainteresował Cię Azerbejdżan? Przeczytaj ten wpis o Baku i okolicach i zapisz się na wyprawę w góry Azerbejdżanu. 

Czy wikingowie naprawdę pochodzili z Azerbejdżanu? Dowiedz się więcej z artykułu National Geographic.

Autorka: Klaudia Kosicińska

Autorka: Klaudia Kosicińska

Przewodniczka kulturowa. Związana z portalem Kaukaz.net i Fundacją Inna Przestrzeń, prowadzi badania na południowo-wschodnim pograniczu Gruzji. Kończy studia w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UW, absolwentka studiów wschodnich ze specjalizacją Kaukaz oraz animacji kultury. Od dwóch lat współtworzy Przegląd Kina Gruzińskiego „Gamardżoba kino”. Prowadzi wycieczki kulturowe w Gruzji, Azerbejdżanie i Armenii. Poza polskim zna rosyjski, angielski i na poziomie komunikatywnym gruziński – ten ostatni intensywnie zgłębia. W wolnych chwilach redaguje na fb poświęconą Tbilisi stronę “Tiflis Back Alleys”.

Więcej w sekcji O NAS.

Azerbejdżan – co warto zobaczyć? – cz. I Baku i okolice

Azerbejdżan – co warto zobaczyć? – cz. I Baku i okolice

Jeśli chcesz poczuć ducha słynnej powieści “Ali i Nino” Kurbana Saida, zobaczyć nowsze Baku niż to znane z „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego, a także doświadczyć niezwykłego skrzyżowania kultur na granicy między Azją a Europą, to Azerbejdżan jest właśnie dla Ciebie.

Baku i jego główne atrakcje

Stolica kraju, Baku, usytuowana jest na Półwyspie Apszerońskim na brzegu Morza Kaspijskiego, które pod kątem geograficznym jest tak naprawdę ogromnym jeziorem, a samo miasto najniżej na świecie położoną stolicą, wznoszącą się jedynie na wysokość 28 m n.p.m. Te pozorne niziny rehabilitowane są strzelistością wyrastających wokół nabrzeża budynków oraz kształtem futurystycznych konstrukcji, sąsiadującymi ze starą zabudową. O ile dawna tkanka miasta powstawała w rozmaitych okresach, z których XIX wiek możemy uznać za swoisty wybuch inwestycyjny i projektowania Baku na wzór wielu stolic europejskich, to następnym punktem zwrotnym były lata 90. XX wieku, kiedy już po ogłoszeniu niepodległości, władze podpisały tzw. kontrakt stulecia z zachodnimi inwestorami na wydobycie ropy.

 

(zdj.1) Ai i Nino – bohaterowie książki Kurbana Saida (źródło: http://cbw.ge/world/ebrd-and-eu-support-ali-and-nino-in-baku/ )

Ogromne pokłady surowca naturalnego, który na wiele wieków zadecydował o przyszłości tego terenu, były wydobywane na niedużą skalę począwszy już od XVIII wieku. Jednak dopiero koniec XIX wieku i stworzenie odpowiedniej aparatury, a także wiara inżynierów – wśród których szczególnie wyróżnił się pochodzący z Polski Józef Gosławski – w powodzenie przedsięwzięcia, umożliwiło rozpoczęcie wydobycia na skalę przemysłową.

Upadek Związku Radzieckiego i ogłoszenie niepodległości przez Republikę Azerbejdżanu umożliwił przejęcie surowca przez nowo powstałe państwo. Uniezależnienie od gospodarki rosyjskiej i otwarcie rynku dla inwestorów zagranicznych przyniosło gospodarce potężny zastrzyk finansowy. Miasto zaczęto przekształcać w nowoczesne centrum biznesowe, co miało odpowiadać nowej wizji rozwoju państwa. Niestety na skutek tych działań, część cennej historycznej zabudowy została wyburzona, co doprowadziło do otwartej dyskusji na temat konieczności ochrony dziedzictwa kulturowego. poprzez uwzględnienie na liście światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

Jednym z przykładów jest zachowana niemal w całości najstarsza część miasta pochodząca z VIII wieku, nazywana Iczeri Szecher, co po azerbejdżańsku znaczy “Miasto Wewnętrzne”. Jej wąskie, ciasne uliczki, stanowią o nieodłącznym uroku stolicy, a położenie tuż przy brzegu morza przypomina o dawnym znaczeniu miasta jako istotnego punktu handlowego na trasie Jedwabnego Szlaku. 

Chociaż, warto też wiedzieć, że na przestrzeni wieków brzeg morza znacznie się obniżył, co nieco wyjaśnia współczesne położenie pochodzącej z XII wieku Wieży Dziewiczej, zbudowanej na jeszcze starszych fortyfikacjach miejskich, sięgających niegdyś brzegu. Z tego powodu obiekt, jako stanowiący część tych dawnych konstrukcji, jest nazywany również basztą. W swoich dziejach budowla pełniła rozmaite funkcje, m.in. latarni morskiej czy obserwatorium astronomicznego. Jedna z legend mówi, że wieża ta została zbudowana dla córki jednego z szachów, z której rzuciła się ona w odmęty Morza Kaspijskiego z powodu doznanego nieszczęścia. Tajemnicza jej historia jak dotąd nie doczekała się jedynej uznanej genezy oraz odkrycia pierwotnego przeznaczenia, z którymi zgadzaliby się wszyscy, dlatego z pewnością warto samemu zajrzeć do jej wnętrza, funkcjonującego obecnie jako muzeum historii miasta i zatopić się w tajemniczych opowieściach o jej pochodzeniu

 

(zdj.2) Azerski manat z odwzorowaną Wieżą Dziewczą (źródło: National Bank of Azerbaijan – http://www.banknotes.com/az.htm, Public Domain, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=4550603  )

Po obejrzeniu wystawy następnym obowiązkowym punktem jest prywatne, niewielkie Muzeum Miniaturowych Książek. Salon wystawowy może pochwalić się kolekcją kilkuset woluminów, wśród których znajduje się nie tylko literatura azerbejdżańska, ale również polska, a także napisana w języku esperanto. Nie należy się obawiać o to, że przeoczy się któryś z niewielkich rodzimych obiektów wystawionych przez muzeum, bowiem po wejściu do środka jego pracowniczka od razu zwraca się ku nam z pytaniem, z jakiego kraju odwiedzający przybywa i z miejsca, bez pytania czy dany osobnik z pewnością jest zainteresowany podziwianiem tego, do czego być może już przywykł (chociaż absolutnie nie w takim rozmiarze i w takim otoczeniu), prowadzi do odpowiedniej gabloty.

(zdj.3) Kolekcja muzeum została wpisana do Księgi Rekordów Guinnessa (źródło: Gulustan – Own work, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=9063731 )

Kolejnym miejscem jest XV-wieczny kompleks pałacowy należący niegdyś do szachów Szyrwanu, z położonym na jego terenie mauzoleum, meczetem, pomieszczeniami należącymi dawniej do szacha i jego rodziny oraz muzeum mieszczącym zbiory pochodzące sprzed kilkuset lat.

Kiedy słońce nieco już zelżeje, nadchodzi pora na spacer po szerokim i długim na niemal cztery kilometry Bulwarze Nafciarzy, położonym tuż nad brzegiem morza. Stąd świetnie prezentuje się widoczny niemal z każdego punktu miasta kompleks trzech budynków-drapaczy chmur znanych jako “Płomienne Wieże”Warto na nie zwrócić uwagę szczególnie wieczorem, kiedy wyświetlane na ich ścianach obrazy powodują ożywienie konstrukcji i zgodnie z nazwą nadają jej kształt ogromnych jęzorów ognia. 

Górujące nad miastem na wysokości niemal 200 metrów nie bez przyczyny zostały zaprojektowane tak, aby ich wygląd przywodził na myśl płomienie. Ma to związek z persko-arabską nazwą państwa, tłumaczoną jako “Kraj Ognia” i łączącą ją z pochodzeniem i kolebką wyznawców starożytnego zaratustrianizmu, nazywanych potocznie czcicielami ognia właśnie. Kraj znany jest z poszukiwania swoich korzeni i tożsamości nie tylko w tej religii i w islamie, ale także w chrześcijaństwie, istniejącym na północnych ziemiach współczesnego Azerbejdżanu do IV wieku. Budynki można zobaczyć z bliska, dostając się w jego pobliże dzięki naziemnej kolejce “Funicular”, prowadzącej na taras widokowy oraz do restauracji „Tellequlle”, która jest położona na wysokości 175 m n.p.m. Jej szczególną atrakcją jest to, że w ciągu godziny dokonuje obrotu o 360 stopni.

(zdj.4) Kolejka „Funicular” w Baku (źródło: #salambaku )

Jednym z najsłynniejszych wyrobów artystycznych Azerbejdżanu są zapewne ręcznie tkane dywany. Trzykondygnacyjnego, multimedialnego Muzeum Dywanów nie sposób pomylić z żadnym innym, bowiem jego dach zaprojektowany został na kształt zwiniętego, bogato zdobionego dywanu. Można w nim obejrzeć niesamowitą kolekcję pochodzącą z różnych rejonów kraju oraz co nieco podpatrzeć, jak się je wyrabia.

Popołudniu warto wyruszyć w półgodzinny rejs statkiem po zatoce, a wieczorem udać się na spacer po Placu Fontann i do jednej z łaźni typu hammam, oferujących różnego rodzaju zdrowotne zabiegi. Koniecznie trzeba też zobaczyć interesujące architektonicznie Centrum Kultury Azerbejdżanu im. Hajdara Alijewa.

Wycieczki jednodniowe w okolicach Baku 

Okolice Baku również mają wiele do zaoferowania, na przykład jednodniowe wycieczki w różnych kierunkach. Jedną z nich jest przejazd do Surachanów i świątyni Ateszgah, jednej z dzielnic, w której znajduje się bardzo dobrze zachowany kompleks świątynny, należący dawniej do wyznawców wspomnianej wcześniej starożytnej religii – zoroastryzmu.

Inną propozycją jest wypad do Gobustanu położonego na terenie parku narodowego, miejscowości znanej z tajemniczych rytów skalnych. W odległości około kwadransa jazdy samochodem znajduje się natomiast jeszcze inne miejsce, z którego słynie ten teren – eksplodujące wulkany błotne. Nieopodal warto też zobaczyć usytuowane na uboczu i nieco ukryte wśród skał mistyczne mauzoleum szejka Diry Baby pochodzące z XV wieku.

Autorka: Klaudia Kosicińska

Autorka: Klaudia Kosicińska

Związana z portalem Kaukaz.net i Fundacją Inna Przestrzeń, prowadzi badania na południowo-wschodnim pograniczu Gruzji. Kończy studia w Instytucie Etnologii i Antropologii Kulturowej UW, absolwentka studiów wschodnich ze specjalizacją Kaukaz oraz animacji kultury. Od dwóch lat współtworzy Przegląd Kina Gruzińskiego „Gamardżoba kino”. Prowadzi wycieczki kulturowe w Gruzji, Azerbejdżanie i Armenii. Poza polskim zna rosyjski, angielski i na poziomie komunikatywnym gruziński – ten ostatni intensywnie zgłębia. W wolnych chwilach redaguje na fb poświęconą Tbilisi stronę “Tiflis Back Alleys”.

Więcej w zakładce O NAS.